czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 7: This fucking life

 Keira, ten beznadziejny rozdział dla Ciebie. Wybacz! 



Obudziły mnie promienie słońca wystające zza rolet. Otworzyłam oczy i patrzyłam się w sufit. Cholerny kac... Boli jak nie wiem co. Egh... Trzeba było nie zapijać smutków. Podniosłam się i ze zdziwieniem odkryłam, że moja sypialnia jest posprzątana. Może Ludmiła wcześniej wstała i wszystko ogarnęła? Kochana jest. Nagle zdałam sobie sprawę, że mi zimno. Spojrzałam na siebie- jestem prawie naga! Kusa bielizna od Victoria’s Secret nie zakrywała zbyt dużo ciała... Boże, co tu się usiało wczoraj dziać?! Opadłam na łóżko. Ból głowy nie daje mi racjonalnie myśleć. Może to sen? Uszczypnęłam się- Ała! To zabolało, więc jestem na jawie. Przekręciłam się na drugi bok i zobaczyłam...nie, to nie może być prawda(!)... NAGIEGO, odwróconego do mnie tyłem faceta! Przybliżyłam się niepewnie i nigdzie nie pomyliłabym tego zapachu...Verdas! Co on tu do cholery robi?! Czy my... NIE NIE NIE! To nie może być prawda! Nie mogłam uprawiać z nim seksu! Odchyliłam kołdrę... Był w bokserkach. Uff... Jak on się tu tak właściwie znalazł?! Czy ja zadzwoniłam do niego i kazałam mu przyjść? Idiotka!! Moje serca zaczęło szybciej bić. Dla pewności podniosłam się i szukałam na kołdrze śladów spermy. Nigdzie jej nie było, na szczęście. Wstałam powoli i wyciągnęłam szlafrok z szafy. Szybko go ubrałam, i wyszłam zostawiając Verdasa samego w sypialni. Nie wiem, nie mam pojęcia co mogło się stać między nami. Może Leon był bardziej trzeźwy? 
Podreptałam do garderoby i wyciągnęłam kwieciste spodnie, czarny T-shirt, czystą bieliznę, czarne rajstopy od Calzedonii i baleriny tego samego koloru (kiedy tylko zdejmą mi tą pieprzoną skarpetę- wracam do was, moje kochane szpilki!). Z takim zestawem poszłam do łazienki na piętrze (nie pójdę przecież do tej w mojej sypialni!). Otworzyłam białe drzwi i podskoczyłam ze strachu, wydając z siebie okrzyk. W wannie spała Ludmiła! Co się działo wczoraj do jasnej cholery?!
Moim krzykiem obudziłam blondynkę. Złapała się szybko za głowę. Też ma kaca, bidulka.
-Cholera Castillo, co się tak drzesz?- spytała zła.
-Ludmiła, dlaczego ty śpisz w wannie?!- blondynka rozejrzała się po łazience.
-O Boże...- rzuciła.
Podeszłam do niej i ukucnęłam.
-Wiesz, że w moim łóżku śpi Verdas?!- krzyknęłam szeptem. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy.
-Że co?!
-Lu, pamiętasz co się wczoraj działo? Spójrz tylko na mnie- odchyliłam szlafrok.- A Leon leży w samych bokserkach!
-Matko... Violetta, ja nic nie pamiętam! Wiem tylko, że przyniosłam twoje ulubione wino, a dalej... Nic, kompletna pustka-szeptała przerażona.
-Super-rzekłam sarkastycznie.- Może Leon będzie coś pamiętał... Okay, ty tu sobie śpij, a ja idę do łazienki na dole.
Zeszłam na dół i zamknęłam się w łazience. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Tam umyłam swoje ciało kokosowym żelem pod prysznic, a włosy czekoladowym szamponem. Zmyłam powstała pianę i wytarłam się do sucha. Na koniec posmarowałam swoje ciało masłem kakaowym i wysuszyłam włosy, aby następnie ubrać wybrany zestaw. Nie psikałam się perfumami. Zapach czekolady i kokosa jest wystarczający. Na twarz nałożyłam delikatny makijaż. Przejrzałam się w lustrze i zadowolona z efektu opuściłam łazienkę. Udałam się do kuchni i przygotowałam koktajl z bananów z miodem. Według mnie- najlepszy sposób na kaca. Zrobiłam dwie porcje i jedną wypiłam duszkiem, a drugą zaniosłam na górę dla Lu. Nie było jej już w wannie. Zawołałam ją szeptem, żeby nie obudzić Leona, a ona już po chwili wyłoniła się zza drzwi pokoju gościnnego. Wyszła na korytarz. Była już przebrana i umyta. Miała na sobie szary top, białą marynarkę i poprzecierane jeansy. Na jej długich jak cholera nogach klasyczne, białe Convers’y. Długie, blond włosy były związane w luźnego warkocza na bok, miała delikatny makijaż i usta w kolorze fuksji. Wyglądała –jak zawsze- fantastycznie.
Podałam przyjaciółce napój i zeszłyśmy na dół. Zrobiłam nam francuskie śniadanie z mocnym espresso. Czekałyśmy w napięciu, aż Verdas się obudzi i do nas zejdzie. MUSIMY wiedzieć co się stało! Nie minęło nawet pięć minut, a wilk wyszedł z lasu. Wyglądał niezwykle pociągająco w potarganych włosach. Starałam się być twarda i nie okazywać mojego podniecenia. Przygryzłam dolną wargę i zaczęłam rozmowę:
-Hej Leon- starałam się być... oschła?
-Cześć dziewczyny- odpowiedział szybko i usiadł przy wysepce.- Co jesteście takie sztywne?
Faktycznie, stałyśmy na baczność. Oparłam się na blacie, a Lu podeszła do Leona.
-My nie mieliśmy jeszcze okazji...-podała mu swoją rękę.- Ludmiła Ferro.
On wstał i ucałował jej dłoń.
-Leon Verdas. Miło mi-na twarzy Ferro pojawił się drobny rumieniec. Byłam trochę zazdrosna... Chwileczkę... ja? Zazdrosna?!
 -Mi również-odeszła od niego, powracając na swoje wcześniejsze miejsce.
-Leon... Mogę ciebie o coś spytać?- odezwałam się.
-Jasne-chyba niczego się nie spodziewał. Zachowywał się...normalnie. Jakby nic nie miało w nocy miejsca.
-Eghm- odkaszlnęłam.- Wiesz... Wiesz może co działo się tu dziś w nocy?
Leon wybuchł niepohamowanym śmiechem.
-Lleon?- spojrzałam na niego przerażona. A kiedy on spojrzał na mój wyraz twarzy zaśmiał się jeszcze bardziej:
-Spokojnie! Do niczego między nami nie doszło, jeśli o to ci chodzi- spadł mi kamień z serca. Chociaż... Ja i Leon... w jednym łóżku... to musiałoby być coś! -Ogarnij się VIOLETTA!- przypomniała mi moja podświadomość.
-Ale... to dlaczego spałeś ze mną w jednym łóżku?


 -Mogę wiedzieć czemu nie śpisz... i jesteś pijana?- próbowałem jakoś dociec.
-Przyszła moja ,,siostra”- zgięła wskazującego i środkowego palca.- Ale zasnęła, ma słabą głowę. Nie to co jaa!
Zakręciła się w kółko i wpadła na mnie.
-A co ty tu masz?- wyciągnęła mi z ręki butelkę trunku.- Wino! Kochany! A który rocznik?- zachwiała się.
-Pięćdziesiąty szósty
-Ha! Przebiłeś ją!- o co jej do cholery chodzi? Już powędrowała do kuchni i wyjęła korkociąg. O nie, nie pozwolę na to. Wyrwałem jej go z ręki i odłożyłem na blat.
-Violetta! Nie dam ci się jeszcze bardziej upić!
-Nieee? A kochanie, może w zamian trochę się zabawimy?-  chciała dokończyć przeszkodzoną czynność- rozpinanie guzików.
-Nie będę pierzył się z pijaną dziewczyną!- znów ją odepchnąłem.
-Już cie nie pociągam?- zrobiła minę zbitego psa.
-...Koniec rozmowy! Idziesz do łóżka!- chciałem przywrócić ją do porządku.- Gdzie twoja sypialnia?
-Pokaże ci, jeśli pójdziemy RAZEM do mojego łóżka-znów się zachwiała.
-Zgoda- skłamałem. Szatynka wzięła moją rękę i zaprowadziła mnie na górę, do odpowiednich drzwi. Popchnęła białe drzwi i tym sposobem ukazała mi swoje królestwo. Jest to bardzo ładna, delikatna sypialnia. W odcieniach wanilii. Szkoda tylko, że była cała zawalona resztkami jedzenia, śmieciami, rozlanymi napojami itd. Violetta szła dalej i rzuciła się na łóżko. Następnie zabrała się za zdejmowanie z siebie ubrań. Gdy została w samej czarno-złotej bieliźnie, przerwałem jej z niechęcią rozbieranie. Wyglądała mega pociągająco, ale byłem twardy.
-Koniec żartów. Idziesz spać- przykryłem ją kołdrą i położyłem się obok niej, aż zaśnie.
-Ale ja chcę się baawić!
-Pobawisz się później. Teraz śpij-dalej nie protestowała. A po chwili- zasnęła. Wstałem i na nią spojrzałem- wyglądała bardzo uroczo. Mógłbym ją tak przerżnąć, ach byłaby zabawa... Stop Verdas! Zagalopowałeś się nieco.
Postanowiłem odszukać jej wspomnianą ,,siostrę”. Krążyłem po mieszkaniu, aż wreszcie znalazłem ją w wannie- spała. Była bardzo ładna, tak samo jak Violetta. Pewnie również jakaś modelka. Wziąłem dla niej koc, i przykryłem nim blondynkę.
 -Muszę im pomóc- pomyślałem.
Mimo, iż byłem mega zmęczony po dyżurze zabrałem się do roboty i zacząłem sprzątać- czego nie robi się dla miło... przyjaźni
Po dwóch godzinach padłem zmęczony obok Violetty. Nie mam siły wracać do siebie, przenocuję u Castillo. Zgrzałem się od tego sprzątania, więc rozebrałem się do samych bokserek. Leżąc tak przy szatynce z trudem próbowałem uspokoić swojego ,,przyjaciela", więc aby nie wywołać erekcji odwróciłem się na drugi bok i szybko odpłynąłem.

-...I tak mniej więcej to wygląda. Skończyłyście przesłuchanie?
-Tak, jasne- odpowiedziała Lu zawstydzona naszym zachowaniem.
-Zasłużyłeś na śniadanie- zaśmiałam się i podałam mu danie. A on zabrał się do jedzenia.
-Mmm! To jest pyszne!- krzyknął.
-Miło mi to słyszeć- zarumieniłam się.
Po około kwadransie Ferro zaczęła się zbierać. Ma dziś wywiad dla Glamour, a wieczorem randkę. Obiecałam jej, że wpadnę  popołudniu i pomogę się przyszykować.
-No to zostaliśmy sami...-Leon zbliżył się do mnie.-Teraz to ja mogę zadać ci pytanie?
Nie miałam pojęcia do czego zmierza.
-Okaay...- odpowiedziałam.
-Przyszedłem tu dziś w nocy, bo musiałem się czegoś dowiedzieć. A mianowicie... Dlaczego wczoraj tak szybko uciekłaś? Byłem zbyt nachalny?- zamurowało mnie. Egh... Chyba czas na szczerą rozmowę.
-Leon, bo ja... Wiem, że wszystko spieprzyłam- złapałam się rękoma za głowę.
-Co proszę?- był zdezorientowany.
-Kim dla ciebie jestem?- podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy. Muszę to wiedzieć.  Wahał się.- No kim?!
-Violetta, ja...- zadzwonił jego telefon. Świetnie, kurwa! Świetnie! Leon spojrzał na wyświetlacz- Przepraszam, muszę odebrać- przyłożył telefon do ucha.- Tak?... Teraz?... A Broduey?...Świetnie (ironiczne)... Dobra, będę za pół godziny.
-Coś się stało? 
-Tak. Violetta, bardzo cię przepraszam, był jakiś wypadek samochodowy na dwudziestej dziewiątej, jest dużo rannych i jestem potrzebny na oddziale.
-Ach... Dobrze, jedź do pracy- byłam trochę urażona.
-Nie bądź zła...-był ...smutny?- Powiedz jeszcze...Jak noga?
-Świetnie! Dziś na kontrolę.
-Okay- powiedział pośpiesznie zakładając buty. Następnie wstał i musnął mój policzek. Zrobiło mi się ciepło od środka. A on nie przestawał. Szepnął mi uwodzicielsko do ucha- Wyglądasz przepięknie.
Zarumieniłam się. Ja tu próbuję być na niego zła, a on mi to uniemożliwia! Szatyn szybko rzucił- Napiszę do ciebie! -puścił oczko i wyszedł pozostawiając mnie samą. Miałam mętlik w głowie... W co on gra? Co do mnie czuje?!
Life... och this fucking life is so complicated!~ mówi mi moja podświadomość. I znowu- ma rację. Przystaję na myśli, że jestem tylko i wyłącznie jego przyjaciółką, a on nie ma wobec mnie poważniejszych zamiarów.

Przypomniały mi się słowa mojej matki z dzieciństwa ,,Pamiętaj kotku, że cokolwiek by się działo zawszę będę przy tobie. W twoim serduszku... Posłuchaj go czasami”. Moja mama miała nowotwór. Wiedziała, że nie ma takiej szansy, aby wyzdrowiała, dlatego każdy dzień swojego życia poświęcała mi. Każdego dnia dawała dobre nauki. Aż w końcu, gdy miałam 10 lat... Odeszła. Bardzo mi jej brakuje. Gdy miałam 16 lat, razem z Ludmiłą poszłyśmy do szkoły modelingu. Później obie robiłyśmy studia w kierunku projektowania, ja dodatkowo prawo, a blondyna- architekturę wnętrz. Od czasu swojej szesnastki, bardzo rzadko widuję się z tatą... Był cholernie uciążliwy, miał jakieś wąty, o wszystko się czepiał. W ogóle nie zmartwiła go śmierć matki, byłam dla niego ciężarem, a on dla mnie, dlatego schodziłam mu z drogi tak bardzo jak tylko potrafiłam... Ojciec jest prezesem dużej firmy deweloperskiej. Częściej niż z nim, widuję się z Angie- siostrą mamy. Jest projektantką, więc mamy wspólne tematy. Już kilka razy szłam w jej pokazach i muszę przyznać- moja ciotka ma talent! Niedawno wyjechała służbowo do Francji na Fashion Week, więc z nią także mam chwilowo ograniczone kontakty. Na szczęście wraca za tydzień...

Trochę za bardzo powróciłam do wspomnień z dzieciństwa... Spojrzałam na zegarek jest już późno, a ja mam wywiad dla JOY... Pośpiesznie założyłam płaszcz Burberry, buty oraz torebkę i wyszłam z mieszkania. Starałam się iść szybko, ale noga nie jest jeszcze sprawna w 100.%. Na szczęście kawiarnia, w której się umówiłam jest blisko. Już po kilku minutach byłam na miejscu. Zmarznięta zdjęłam płaszcz i rękawiczki szukając wzrokiem dziennikarki. Podobno blond, krótkie włosy... Hmm, nigdzie jej nie widzę. Może przyszłam za wcześnie? Zdezorientowana usiadłam przy wolnym stoliku. Niemalże od razu podszedł kelner i prosił o zamówienie.
-Poproszę waniliowe Latte Machiato- powiedziałam cicho.
-To wszystko? -spytał.
-Tak, dziękuję-odszedł, a ja stukałam czarnymi paznokciami o blat. Po chwili podeszła do mnie dziewczynka. Miała może... 8 lat?
-Przepraszam bardzo, czy byłaby pani skłonna dać mi swój autograf?- jaka urocza... Taka wyniosła kruszynka...
-Oczywiście szkrabie. Jak masz na imię?- uśmiechnęłam się mimo stresu przed wywiadem.
-Elizabeth- zarumieniła się. Szybko napisałam ,,Dla oddanej fanki Elizabeth, Violetta Castillo” i podałam kartkę małej.- Dziękuję serdecznie!
I odbiegła. Chwilę później kelner przyniósł mój kawę. Podziękowałam i upiłam łyk gorącej cieczy. Minął kwadrans, a dziennikarki nadal nie było. Zadzwoniłam do niej żądając wyjaśnień.
-Panno Castillo, bardzo mi przykro, ale nasz wywiad został przełożony na jutro o tej samej porze...
-Więc jak to możliwe, że nic o tym nie wiem?!- byłam zła. Zmarnowany cenny czas. Nie dałam dojść jej do głosu.- Jestem poważną kobietą i wypraszam sobie takie traktowanie!
-Oczywiście... Przepraszam bardzo. Zatrzymały mnie... ważne sprawy. Zatem widzimy się jutro?
-Mam nadzieję... Żegnam!- rozłączyłam się. Egh...spokojnie Vilu, spokojnie. Zła wyjęłam z torebki środki uspokajające i połknęłam jedną, białą kapsułkę. Wyszłam szybko z kawiarnii i zatrzymując taksówkę pojechałam pod szpital św. Anny. Niech chociaż zdejmą mi to gówno. Przedstawiłam się w recepcji i zostałam skierowana do zabiegowego. Czekał już tam na mnie Frederico. Przytuliłam się z nim, po czym młody chirurg zdjął mi ten wkurzający usztywniacz, kazał mi poruszać odrobinę nogą. Zrobiłam to- z delikatnym bólem.
-No dobrze, Vilu. Jest okay, ale nie zadowalająco...
-Tylko mi nie mów, że będę musiała nosić jeszcze to...-powstrzymałam się.- Ustrojstwo.
-Niee, aż tak to nie. Rób te ćwiczenia mniej więcej dwa razy dziennie- podał mi pewną broszurkę. Zerknęłam na tytuł ,,Rehabilitacja po przejściach". Parsknęłam śmiechem.- To nie zabawne. Jeśli chcesz wrócić do pełnej sprawności musisz je robic co najmniej przez trzy dni
-Jezus, coś ty taki spięty?- rozluźniłam się. Oho, leki zaczynają działać
-Mam dzisiaj...-zawahał się.- Randkę z przecudną dziewczyną!
-Wow, congratulation! To tak jak moja przyjaciółka Lud...
-Ludmiła Ferro?- spytał.
-Taak, tylko mi nie mów, że wy...- przyłożyłam rękę do ust.- O boże!- przytuliłam się do Włocha.- Nie wierzę! Jesteście dla siebie... stworzeni!
-A ja nie wierzę, że mamy z Lu wspólnych znajomych! Rany.. Violetta, powiedz jakie kwiaty lubi?!
-Jeśli mam ci coś poradzić to oczywiście czerwone róże. A do tego wytrawne wino i Panna Cottę, wszelką modę, dowcipy... W sumie dalej jesteś zdany na siebie. Pamiętaj tylko, że Ferro za tobą szaleje- nie spieprz tego.
Szatyn zasalutował, a ja opuściłam gabinet. Wyszłam na szczęście nie natykając się na Leona, ale nie dziwię się- wszędzie jest masa ludzi z tego wypadku. Zapewne ma ręce pełne roboty. Złapałam taksówkę i pojechałam w stronę apartamentowca przyjaciółki. Muszę jej pomóc w przygotowaniach do wielkiego wieczoru.


***************************************************
Witam was kochani w ten upalny czwartkowy wieczór!
Przychodzę z -jak dla mnie- słabą siódemką.
Vils wspomina matkę i ojca, ponownie zażywa antydepresanty i wyjaśnia wreszcie co działo się ubiegłej nocy. Hahaha, Leoś nie wykorzystał sytuacji :<
Okazuje się, że wybrankiem Ferro jest Fede- to było do przewidzenia, lecz cóż... 
Kocham tą parę :3 UWAGA, W NASTĘPNYM ROZDZIALE BĘDZIE BARDZO DUŻO FEDEMIŁY!
Piszcie komy i pytajcie bohaterów w zakładce ;)
Dziękuję za tak pozytywne komentarze pod OS
To naprawdę WIELE dla mnie znaczy! ♥
Dziękuję raz jeszcze i do następnego!
xx


PS A tera trochę o mnie :)) Byłam wczoraj na dwójce ,,Avengersów". 
Film był fenomenalny, zajeb.... ^^ Nie zabrakło zwrotów akcji, zaskoczeń, fenomenalnych dialogów przesączonych dowcipem i moich ukochanych herosów ♥ Boże, Thor wyjdź za mnie!! ♥♥♥ Wybaczcie, zbyt go kocham... :')
Krąży mi po głowie pewien szatański plan odnośnie bloga, ale muszę to przemyśleć... Pożyjemy, zobaczymy! 

PS 2 Czy tylko ja czekam na 2.11.2017 (trzecia cześć Thora)?! Jeśli mam tego przecudownego boga komuś oddać to tylko Jane (a ten głupi śnił o Sif w ,,Ultronie"! :< jestem załamana). Dlatego muszę to wstawić :') 
Tak tak, to oni :)) 

PS 3 A teraz już was nie męczę moją zjebaną psychozą po ,,Avengersach" (Thor, przybywam!). Jeśli ktoś ma ochotę pogadać o ,,Ultronie"- wal śmiało :* 

Teraz już na serio- żegnam! ♥

3 komentarze: