środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 8: Dwie godziny

Jak obiecałam- Dżandzuś, rozdział z dużym wątkiem
Fedemiły dla ciebie! ♥



-Coś do picia? Kawa, herbata?
-A masz coś mocniejszego?- spytałam opadając na kanapę. Nagle uświadomiłam sobie, że jestem potwornie zmęczona moimi problemami.
-Wow, co jest?- zmartwiona usiadła obok mnie.
-Nie dość, że nie wiem na czym stoję z Verdasem, to dzisiaj ta pieprzona dziennikarka z tego pieprzonego JOYa odwołała spotkanie. A żeby było jeszcze ciekawiej jestem potwornie wykończona-poczułam jak łzy zbierają mi się do oczu.
-Czym wykończona słonko?- spytała smutna Ferro.
-Życiem! Tym cholernym życiem...-zaczęłam płakać jak dziecko, a Ludmiła od razu mnie przytuliła. Co się ze mną dzieje? Leki przestają działać...
-Chyba faktycznie będzie potrzebne coś mocniejszego.

Po kilku minutach nie wróciła ze szklanką Martini tak jak się spodziewałam. Dała mi jakąś tabletkę i szklankę wody. Powiedziała, że to pomoże. No cóż... Zaufam jej. Połknęłam kapsułkę i wtuliłam się w poduszkę. Po chwili odpłynęłam...


Ludmiła

Martwię się o Violettę. Nigdy się tak nie zachowywała... Jest zmęczona życiem? Czy to nie podchodzi pod depresję? Nie wiem jak jej pomóc... Może niech pojedzie na jakieś wakacje? I tak ma jeszcze tydzień wolny. Póki co dałam jej sproszkowaną melisę w tabletce -mam nadzieję, że pomoże biednej Castillo się uspokoić. Otworzyłam mojego MacBook’a i przeglądałam biura podróży w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca dla szatynki. Po około pół godzinie znalazłam fajną ofertę, ale jeszcze nie zabookowałam. Zrobię to, gdy będę pewna, że Viola potrzebuje przerwy, bo jak dotąd nigdy nie przeszkadzał jej temperament i zgiełk Manhattanu. Może po pokazie przyda jej się odpoczynek?
Postanowiłam zrobić coś do jedzenia, zanim się obudzi. Postawiłam na pizzę. Tak, będzie trzeba długo pobiegać, ale czego nie robi się dla przyjaciółki? Każda pospolita pizza poprawia przecież nastrój ♥. Wyjęłam wszystkie potrzebne produkty i zaczęłam wyrabiać ciasto. Odstawiłam je do wyrośnięcia, a gdy po pewnym czasie było gotowe- rozłożyłam na blasze i udekorowałam dodatkami tj. rukolą, mozarellą, pomidorkami, oliwkami i tak dalej. Powstałą pizzę wstawiłam do pieca i nastawiłam minutnik. Spojrzałam przy tym na zegarek- egh... mam jeszcze dużo czasu na randkę. Zajrzałam do Vilu- nadal słodko spała, więc chwyciłam za telefon w celu napisania SMS’a do mojego chłopaka  ukochanego. Niestety on był szybszy, gdyż w tym samym momencie wysłał mi wiadomość:

From: Federico ♥

Hej Złotko :* Nie mogę się odczekać randki! 

To: Federico ♥

Ja też ;) Bądź tylko punktualnie!

From: Federico ♥

Dla takiej piękności mogę przyjechać nawet teraz :3

To: Federico ♥

Oj nie, dzięki... Obędziemy się bez tego 

From: Federico ♥

Egh... No dobrze. Wytrzymam jakoś... dla ciebie ♥

Zrobiło mi się ciepło na sercu. Rozmawialiśmy jakieś cztery godziny, a ja już czuję, że Pasquarelli będzie kimś ważnym w moim życiu... Tak intuicja. Zerknęłam na Violettę- już się obudziła i patrzyła na mnie:

-Co?- spytałam.
-Co się tak szczerzysz do tego ekranu? -zaśmiała się! Uff, to znaczy, że już lepiej.
-...Wiesz... Fede- zarumieniłam się, a Vilu uśmiechnęła szeroko i usiadła na sofie.
-Już nie wnikam jakie amory do ciebie wypisywał... Co tak bosko pachnie?-spytała.
-Wiesz... Zrobiłam dla ciebie pizze ty mój smutasie- uśmiechnęłam się.-Okay?
-Jest lepiej niż okay! Kobieto, wiesz ile ja nie jadłam takiej pysznej bomby?!-zaśmiała się.
-Zatem super, cieszę się-popatrzyłam jej w oczy.- ...Już lepiej?
Spoważniała.
-Tak... Przepraszam za ten wybuch... Musiałam to wyrzucić. Ale jest już znacznie lepiej, nie wiem co we mnie wstąpiło...-przytuliłam ją mocno.
-Jakby co na mnie zawsze możesz polegać- szepnęłam, a moje oczy stały się szklane.
-Hej, co jest?- również szepnęła szatynka głaszcząc mnie po plecach. Pociągnęłam nosem.
-Po prostu cieszę się, że cię mam- starłam łzę i spróbowałam się przywrócić do porządku.


-Viola! Pizza!- wrzasnęłam.
Po chwili pojawiła się obok mnie i odkroiła sobie kawałek przysmaku. Poszłam w jej kroki uczyniłam to samo.
-Mmm...-oblizała się szatynka.-Boskie!
Po skończeniu obiadu zabrałyśmy się za przyszykowania do randki. Wzięłam prysznic i umyłam włosy. Castillo podsuszyła mi je i lekko podkręciła tworząc piękne fale. Zrobiła makijaż podkreślając oczy eyelinerem, a usta fuksjową szminką od Chanel. Pomalowałam sobie paznokcie na czarno i pozostawiłam do wyschnięcia. Po kilku minutach, gdy były już suche wtarłam krem w ręce i psiknęłam się moim ukochanym J’ADORE od Diora. Następnie założyłam czarną, koronkową bieliznę od Victoria’s Secret (w końcu  nigdy nie wiadomo do czego dojdzie w nocy) i ubrałam sukienkę zakupioną wczoraj. Okręciłam się i spytałam:
-Okay?
-Kotku, nie jest okay- powiedziała zawiedziona, a ja zamarłam.- Jest zajebiście!
Krzyknęła uśmiechając się od ucha do ucha. Po pewnym czasie szatynka odjechała zamówioną taksówką do domu. Założyłam tylko szpilki, płaszcz i chwyciłam torebkę i wyszłam z apartamentu. Jak się spodziewałam- na dole czekał Włoch oparty o czarne Porsche Carrera GT
Mrrr, cudeńko- i auto i kierowca. Szatyn podszedł do mnie i ucałował dłoń:
-Hej piękna. Masz może jakieś plany na wieczór? -puścił mi oczko, a ja poczułam woń jego perfum. Z linii David Beckham- pomyślałam.
-Tak się składa, że jestem umówiona ze świetnym facetem- postanowiłam się z nim trochę pobawić.- Nie widziałeś go może?
-Ach... Ten lekarz?- podchwycił.- Mówił, że go nie będzie...
-O, jak mi przykro. Muszę zatem wracać do domu-odparłam udając smutną.
-A może spędzisz ten wieczór ze mną? -popatrzył mi w oczy i złapał za ręce. Pod wpływem chwili przymknęłam oczy i zaczęłam zbliżać się do jego twarzy. 
STOP! Jesteś przecież Ludmiłą Ferro! Nie możesz być taka łatwa! Co się ze mną dzieje?! Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nasze usta dzieli... może centymetr? Odsunęłam się raptownie od ust Federico i powiedziałam speszona:
-Tak... Myślę, że wieczór z tobą to dobry pomysł- słysząc moje słowa Pasquarelli otrząsnął się i nerwowo podrapał po karku. Widząc, że go obserwuję zmienił mimikę i rzucił:
-Świetnie! Zapraszam zatem...- podniósł mi drzwi i poczekał, aż wsiądę. Następnie obszedł auto dookoła i usiadł na miejscu kierowcy.


-Że co zrobiłeś?!- pytam z trudem opanowując śmiech. Restauracja jest genialna! Ceny z kosmosu, ale cieszę się, że mój Fede mnie tu zabrał. Zamówił dla nas posiłek oraz różowego szampana dla mnie, a dla siebie sok pomarańczowy. Czuję się jak księżniczka, a mój książę zabawia mnie jak może. Scena z pocałunkiem chyba odeszła w zapomnienie...

-No powiedziałem jej ,,Ale pani wie, że tu nie przyjmujemy zwierząt? To szpital. Dla LUDZI”, a ona na to ,,A nie może pan doktur zrobić wyjątku? Pusia tak zmizerniała...”- dokończył również się śmiejąc. Zamoczył wargi w napoju i spojrzał mi w oczy. Zarumieniłam się lekko, a następnie dodałam:
-Niezłe rzeczy dzieją się tam u was w szpitalu- Pasquarelli nadal milczał. Zaniepokoiłam się odrobinę, bo chyba odpłynął tak się na mnie gapiąc...- No co?
-Zdałem sobie sprawę, że wiesz prawie wszystko o mnie, a ja nic o tobie...-wsunął kawałek łososia do buzi. I co ja mu powiem? W kawiarni jakoś wybrnęłam mówiąc, że moja praca wiąże się z ubraniami. Nie chcę żeby mój zawód zniszczył nasz możliwy przyszły związek... Ale szczerość jest najważniejsza, prawda? Nie, nie... Nie wiem co mam mu powiedzieć! Spokojnie Ferro, będzie dobrze! -...Lu?
Wypiłam nerwowo szampana i skinęłam do kelnera, aby dolał mi jeszcze.
-...Więc... Emm... A co chciałbyś wiedzieć?- zapytałam mając nadzieję, że rzuci coś typu ,,Masz jakieś zwierzę?”. Niestety jestem zbyt głupia
-Gdzie pracujesz? Ostatnio wywnioskowałem, że... Jesteś ekspedientką w odzieżowym?- zakrztusiłam się rybą.
-Nie, nie! Nic z tych rzeczy- spojrzał na mnie wyczekująco. Powiem mu prawdę. Zasługuje na to.-Jestem...
W tym momencie podeszła do mnie- na oko 20-letnia brunetka. Mam niesamowitego pecha! Kurna!
-Dobry wieczór panno Ferro-skinęła w moją stronę.-Mogłabym prosić o zdjęcie z panią?
Pasquarelli był zdezorientowany. Miałam przeczucie, że zaraz wyjdzie trzaskając tymi drogimi, szklanymi drzwiami. Delikatnie skinęłam do dziewczyny nie spuszczając wzroku z Włocha. Moja fanka wyjęła telefon, przybliżyła się do mnie i pstryknęła aparatem.
-Dziękuję bardzo. Moim zdaniem ostatnia sesja w Vogue była genialna!- uśmiechnęła się promiennie.
-Dziękuję-odparłam cicho i pokręciłam się na krześle. Brunetka odeszła a ja spojrzałam delikatnie na przyjaciela. Patrzył na mnie wyczekująco. –Fede, daj to wytłumaczyć... 
-Co wytłumaczyć?! Jesteś podła! Myślałaś, że mnie okłamiesz?!- krzyknął, a mnie zamurowało. Spuściłam głowę, jak on może być taki! Chyba myliłam się co do niego. Po chwili ciszy mężczyzna zaczął się śmiać, wstał i uklęknął obok mojego krzesła.- Ejj, Ferro. Spokojnie. No już, dobrze...
O dziwo przytulił mnie mocno, gładząc moje ramię. Zdałam sobie sprawę, że moje oczy zrobiły się szklane. Aż tak mi na nim zależy? To do mnie nie podobne...
-Żartowałem, słyszysz?- kontynuował.- Jak można nie znać tak seksownej modelki?- zaśmiał się, a ja podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-Jesteś okropny- zaśmiałam się i lekko szturchnęłam go w ramię. Pomiędzy nami zastała chwila ciszy. Patrzyliśmy sobie w oczy. Po chwili Włoch podniósł moją brodę i pocałował lekko. Pod wpływem chwili oddałam go, po oderwaniu spojrzał na mnie i szepnął:
-Wiem, ale nie mogłem się powstrzymać- wstał, zajął swoje miejsce i wziął łyk soku. Siedziałam oszołomiona. Czy ja muszę go tak cholernie kochać? Chwilę... kochać?! A jeśli to zwykłe zauroczenie? Poprawiłam fryzurę, a mój kochaś spytał jak gdyby nigdy nic– Masz może ochotę na deser?
-Jasne. Zamów mi coś, a ja... pójdę na chwilkę przypudrować nosek- puściłam mu oczko i grałam dobrą minę do złej gry.
-Okay-uśmiechnął się, a ja pośpiesznie wstałam i poszłam w stronę toalety. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Poprawiłam usta i rzęsy, a następnie wyciągnęłam telefon i wybrałam numer.
-Lu? Coś nie tak?- wow, odebrała zaskakująco szybko.
-Tak, złotko... ON mnie pocałował!- krzyknęłam szeptem.
-Co?! To świetnie!- krzyknęła szczęśliwa.
-No właśnie nie! A co jeśli to zwykłe zauroczenie?! Nie chcę go i siebie zranić, wiesz jak to było z moimi poprzednimi związkami!
-Ferro do cholery!- krzyknęła.- Mogę ci zagwarantować, że to prawdziwa miłość. Przy innych swoich facetach tak się nie zachowywałaś. Ale jeśli mi nie wierzysz zrób test: Gdybyście byli na bezludnej wyspie...SAMI, co byś zrobiła: a) uciekła b)przespała się z nim czy c) dała mu w liścia? 
-Stwierdziłabym, że moja przyjaciółka to wariatka-zaśmiałam się.- Odpowiedź b wydaje się być najbardziej odpowiednia
-Dokładnie! Widzisz? A teraz leć do niego i przestań tak lamentować!- również się zaśmiała.-Och, ktoś czeka mi na linii. To lecę, buziaki!- rozłączyła się.
Ponownie spojrzałam  w lustro i powiedziałam:
-Jesteś silna Lu. Kochasz... tak, kochasz Federico, ale nie jesteś taka łatwa.
Z większą odwagą opuściłam pomieszczenie i udałam się do naszego stolika. Szatyn powitał mnie uśmiechem.
-Przepraszam, że tak długo. W tej torbie nie da się niczego znaleźć!- i zdając sobie sprawę, co mógł pomyśleć (tampon) dokończyłam szybko- Szminki, oczywiście.
Zaśmiał się- Wierzę na słowo. Zamówiłem Pannę Cottę, pasuje?
-Mmm... Jak najbardziej! Uwielbiam ją!- oblizałam usta i zabrałam się za konsumowanie pyszności...



***PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ ***

Zapięłam pasy, a on obszedł auto dookoła i po chwili uczynił to samo.
-Dzięki za dziś. Było świetnie-uśmiechnęłam się do niego.
-To raczej ja dziękuję tobie-ukazał swoje słodkie dołeczki. Przekręcił kluczyki w stacyjce i ruszyliśmy. W radiu zaczęła lecieć zapowiedź nowego filmu na podstawie kryminału Agathy Christie. Ubóstwiam ją! Federico krzyknął:
-Wow! Awesome!
-Tylko nie mów mi, że czytasz jej powieści!- to niemożliwe, żebyśmy, aż tak do siebie pasowali!
-A co, myślisz, że taki seksowny, mądry [...] i pociągający facet nie może czytać takich genialnych kryminałów?- zaśmiał się i przekręcając w nieznaną mi uliczkę powiedział- Zresztą sama zobaczysz
-Proszę? -starałam się go zrozumieć. 
-Jedziemy do mnie, abyś zobaczyła moją biblioteczkę-i znów te zabójcze dołeczki! Ciekawi mnie tylko czy przez ,,zobaczyć biblioteczkę” mam rozumieć ,,przespać się ze mną”. Cóż... Jestem przystępna na to i to.


-To w niej była sprawa o tych duchach i chorym dzieciaku- powiedział podekscytowany podając mi ,,Lampę”.

-Tak, czytałam- straszne! A masz może ,,ABC”?- spytałam upijając łyk wytrawnego Pinot Noir. Skąd Włoch wszystko o mnie wie? Kryminały, wytrawne wino, Panna Cotta... Muszę być najwyraźniej dla niego otwartą księgą.- Nie czytałam, a słyszałam, że świetne...
-Jasne!- zaczął szukać po półkach.- O proszę! Fenomenalna, polecam.
Chwyciłam książkę do ręki i odpowiedziałam mu uśmiechem. Spojrzałam na swój złoty zegarek- dochodziła dziesiąta. Pasquarelli oparł się seksownie o regał i upił łyk wina. Miała być niby jedna lampka, a już kończymy butelkę...
-Będę musiała się zbierać- powiedziałam odrywając z trudem wzrok od jego nienagannej postawy. Wypiłam szybko do dna wino i poczułam jak ciepło rozpływa się po moim ciele. 
-Musisz?- spytał i popatrzył na mnie ze smutkiem i... pożądaniem? Nie no, ja nie mogę. Czy on musi być taaaki seksowny?! Pod wpływem chwili (i alkoholu buzującego mi w żyłach) zabrałam od niego kieliszek i wypiłam jego wino. Następnie wbiłam się w jego usta. Całował znakomicie. Najlepszy pocałunek w życiu, serio! Gdy starczyło nam tchu oderwałam się od niego i zrzucając szpilki szepnęłam mu kusząco na ucho:
-Wcale nie muszę...- zaczęłam rozpinać mu koszulę z chytrym uśmieszkiem.


Violetta

-I pamiętaj o jutrzejszym przełożonym wywiadzie, a w czwartek mamy spotkanie z Davidem- lamentowała Rods.
-Greta! Spokojnie, pamiętam. W piątek mam też bal charytatywny i moją pierwszą próbę przed pokazem.
-Nie wiem co byś zrobiła gdyby nie ja!- powiedziała poważnie.-W sobotę jesteś w telewizji śniadaniowej, pamiętaj!
-Pamiętam- burknęłam i się rozłączyłam.
Jestem ciekawa jak idzie randka Ludmiły, już dawno powinna zadzwonić, albo co najlepsze przybiec tu i zacząć świergotać jak to cudownie całował. 
Z uśmiechem na ustach poszłam do kuchni i wzięłam łyk wody. 
Trzeba trochę poćwiczyć~ pomyślałam i zaczęłam wykonywać ćwiczenia z broszurki otrzymanej przez Fede. Po kilkunastu minutach wstałam, zakołowało mi się w głowie.
Co jest? Próbowałam chwycić pion, nieudolnie zresztą. Przewróciłam się na dywan i czekała, aż przeminie potworne kręcenie. Po kilku minutach opanowałam się, wypiłam wodę do końca i szybko poszłam spać. Jeszcze w łóżku spojrzałam na zegarek- nie  minęło kilka minut tak jak myślałam, ale dwie godziny.


*************************************************
Ta dam! Ósemeczka, wreszcie. 
Nie jestem nią zachwycona, ale zawsze to coś :)
Fedemiła na randce, troszkę za dużo winka...
Luśka się rozpędziła hohoho
Co z tego wyniknie? Dziewiątka wyjaśni. Po części xd
Mało Leonetty przepraszam :< ale od początku mówiłam, że to blog o dwóch parach
z tymże z przeważającą części L i V ^^
Castillo coś się dzieje, ojoj. Ale z tym nic więcej nie zdradzę :))

A teraz: OGŁOSZENIA 
Zbliżają się wakacje, wiadomo. Oceny powystawiane, słoneczko, ciepełko- wiadomo.
Z tymże pisanie bloga w wakacje będzie u mnie utrudnione. Chyba tylko u mnie xd
 Już 29 czerwca jadę na obóz, na 89% rozdziały się nie pojawią do połowy lipca.
Będę miała chwilę czasu, później jadę do babi (brak neta) i wyjeżdżam z rodzicami za granicę. Więc nie wiem, na prawdę nie wiem kiedy pojawi się dziewiątka. będę robiła wszystko co w mojej mocy, żeby dodać chociaż OS...
Nie chcę zawieszać bloga dlatego tego nie zrobię. Proszę tylko o wyrozumiałość.
Sprawa 2: Mówiłam wam o szatańskim planie, muszę go jeszcze przemyśleć, czas nie pozwala mi na jego realizację xd (ktoś domyśla się o co chodzi?)
Sprawa 3: Życzę Wam wszystkim udanych wakacji. Pełnych słońca, radości i zabawy. Wróćcie wypoczęci, opaleni i gotowi stawić czoło nowemu roku szkolnemu :))

Czekajcie na mnie, a ja będę czekać na was
xx


niedziela, 21 czerwca 2015

One Shot: ,,Stara miłość nie rdzewieje..." cz.II



Mętlik w głowie nie dawał mu spokoju.
Znów tu jest. Znów tu jest. Ułożyła sobie życie na nowo, ma dziecko, prawdopodobnie i faceta. 
Nerwowo stukał długopisem w kartę jednego pacjenta, totalnie odsuwając od siebie rzeczywistość.
Violetta. JEGO Violetta.
Już wiedział kogo mała Bella tak bardzo mu przypominała i dlaczego nie mógł się od niej oderwać. Czuł jakby to wszystko było snem...

-Violetta?! To naprawdę ty?!- chciał do niej podbiec i ją przytulic, ale kobieta zrobiła krok w tył. Spojrzał na nią zdezorientowany, na co ona tylko pokręciła głową. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku, pociągnęła nosem. Zrobiła krok w stronę swojej córki i wyciągnęła do niej rękę.
-Mamusiu, co się stało?- spytała mała chwytając wyciągniętą dłoń.
-Mamusiu?!- przysłuchujący się szatyn doznał szoku.- Violetta, czy to..
-Nie powinno cię to interesować, zostaw mnie... zostaw nas w spokoju- syknęła nie patrząc na niego i szybko ponownie weszła z córką do windy. Drzwi w natychmiastowym tempie zamknęły się uniemożliwiając wejście Verdasa. Roztargniony wbiegł po schodach chcąc dogonić dziewczyny, niestety spotkał tam swego szefa.
-Leonie, a dokąd ci tak śpieszno? Mam dla ciebie robotę, zapraszam do gabinetu- kardiochirurg zrezygnowany westchnął cicho i podążył za starszym mężczyzną.

Z melancholijnego stanu wyrwały go otwierane drzwi. Do pomieszczenia weszła salowa, chciała zapewne posprzątać gabinet Leona. Widząc mężczyznę podskoczyła ze strachu.
-A pan doktor jeszcze tutaj? Przecież doktor powinien już być dawno temu w domu!- Verdas przetarł zmęczone oczy.
-A którą mamy godzinę?
-Już po dziewiątej- zerknęła na zegarek.
-Dobrze, dziękuję- zmienił kitel na skórzaną kurtkę, wziął torbę na ramię i wyszedł z gabinetu pozostawiając zdziwioną salową samą.
-Och dziwne te chłopaki-westchnęła i zaczęła wycierać biurko.

Dawno go tu nie było. Jeszcze kilka lat temu dobijał się jak oszalały, lecz pan domu kazał mu odpuścić. Ulicę pamiętał, numer niekoniecznie. 28? 38? Coś w ten deseń. Przejeżdżając swoim czarnym Lexusem LFA stanął nagle, z piskiem opon. To ten dom. Te same beżowe ściany i brązowy dach. Nawet to samo ogrodzenie! Nieprawdopodobne, że tak długo go tu nie było. Zaparkował auto przed podjazdem i podszedł do furtki. Niepewnie nacisnął domofon.
-Violu, wreszcie jesteś! Wchodź prędko...-i nie dając dojść mężczyźnie do głosu otworzył metalowe drzwiczki.
Szatyn popchnął je i pospiesznie posuwając stopy zmierzał ku gankowi. Nim wszedł po schodkach, białe drzwi otworzyły się.
-Kochanie, już się bałem, że tam zostaniesz!- mężczyzna o lekko siwych włosach wyłonił się z budynku. Widząc twarz Verdasa znieruchomiał, skutecznie udało mu się go odpędzić, nie spotykał go zbyt często w tym wielkim mieście.-Leon...
-Musimy porozmawiać, panie Castillo- starszy mężczyzna niechętnie skinął głową i wpuścił niedoszłego zięcia do domu.- Usiądź proszę-Wskazał mu na sofę.- Kawy, herbaty?
-Nic z tych rzeczy. Wiem, że Violetta wróciła
-To było do przewidzenia- German podszedł do barku i wyciągnął whisky.
-Nie, ja dziękuję, prowadzę- wycofał się młody. Ojciec Violetty niechętnie schował alkohol z powrotem i wrócił do rozmowy.
-Nie wiedziała, że tam pracujesz.
-...Ale pan wiedział.
-Tak, aczkolwiek nie chciałem jej denerwować, już ma za dużo problemów na głowie...
-Chodzi o Bellę?- spytał niepewnie.- Dlaczego mi nie mówiłeś, że Violetta ma córkę?
Byleby nie pytał czy to jego córka~ prosił w myślach ów dziadek
-Miałem powody, ale tak... chodzi o Bellę. Już ją poznałeś?- było to raczej stwierdzenie niż pytanie. Młody potaknął.
-Znam też jej przypadek. Prawdopodobnie będę asystował przy stole podczas jej operacji, to duży obowiązek, w końcu to dziecko Violetty i...- Castillo urwał chcąc uniknąć katastrofy.
-Leonie, proszę nie...- ale ten przerwał mu.
-Czy to moje dziecko?- zadał to jakże trudne pytanie. Męczyło go to od początku, a jeżeli...? Nie miał pojęcia ile dziewczynka ma lat, może płynęła w niej krew Leona, a może Violetta ułożyła sobie życie na nowo, z innym mężczyzną? German potarł swoje dłonie.-Do cholery! Odpowie pan?!
Wstał zdenerwowany. Milczenie starszego mężczyzny było podejrzane. Zbyt podejrzane
-Leonie, to sprawa między wami- powoli i ostrożnie dobierał każde słowo.- Najlepiej... jeśli spytasz moją córkę, ona ci odpowie na wszystkie pytania
-Tylko, o nieszczęście!- zawołał ironicznie.- Myśli, że ją zdradziłem! Nie chce ze mną rozmawiać!
-Dziwisz się jej?
-Nie zdradziłem jej! To... to było nieporozumienie- westchnął i usiadł ponownie na kanapie.
-Nieporozumieniem nazywasz półnagą kobietę leżącą w TWOIM łóżku? O wczesnym poranku?
-Kiedy Violetta wróci?- spytał zmieniając temat. Lubił Germana, ale chciał o tym porozmawiać tylko i wyłącznie z Violettą.
-Leonie, ja ci wierzę, mnie możesz okłamać, ale błagam, nie okłamuj mojej córki...
-Kiedy wróci- wycedził przez zęby. Ta cała sprawa go przerastała. Violetta, Bella... Te wszystkie sprawy z przeszłości. Chciał z nią porozmawiać, na spokojnie
-Nie wiem czy w ogóle wróci. Znasz ją, jest uparta jak osioł, a Isabell kocha jak mało kogo.
-Dlaczego nie chce mi pan powiedzieć czy to moja córka? To tylko trzy litery. Tak lub nie
-Chyba czas już na ciebie, Leonie- podniósł się z miejsca zirytowany German. Odprowadził zawiedzionego Verdasa pod furtkę i szepnął mu na ucho- Powiedz jej wszystko, jak było. Powiedz, że ją kochasz. 
Szatyn pokiwał głową, wsiadł do swojego sportowego auta i odjechał pod klinikę.


-Mamusiu, a dlacego pogniewałaś się na Leona?- kobieta ocknęła się słysząc to imię. Mocniej opatuliła córkę kołdrą drżącymi rękoma.
-A skąd znasz...tego pana?- spytała załamującym się głosem, lecz szybko się uśmiechnęła, aby sprawić wrażenie pogodnej.
-No jak to. To pan Zabawaba! Ale jak zdejmie strój to jest Leon- zarechotała.- On jest baardzo miły i zabawny i w ogóle caderski!- nakręciła się.- Opowiadał mi jak miał dziewcynę, ale ona zachowała się bardzo niemiło bo tak sobie go zostawiła i wyjechała. A on ją kochał. Bardzo kochał, mamusiu!- na te słowa kobiecie oczy zrobiły się szklane. Najchętniej wyjechałaby stąd ponownie do Seattle, ale to jedyne tak zaawansowane centrum kardiochirurgiczne na świecie. Musi wytrzymać, dla Belli.- Mamusiu, wsystko okay?
-Tak kotku, wszystko w porządku... Wiesz już późno, musisz być wyspana. W końcu jutro masz badania
-No juz, juz mamusiu. A będzies chciała poznać jutro Leona? To serio super gość!
-Zobaczymy maleńka, śpij już- zaczęła nucić małej kołysankę. Po kilku minutach czterolatka udała się do krainy Morfeusza, wtedy kobieta miała chwilę dla siebie. Ani jej się śniło wrócić do  domu, musiała być cały czas przy córce. Wyszła na chwilę, musiała się przewietrzyć. Poszła w stronę niewielkiego parku mieszczącego się tuż przy klinice, nogi zaniosły ją na ławkę, obserwowała stamtąd zachód słońca (od aut. jest czerwiec, słonce później zachodzi ;)) Przymknęła oczy...

-Kotku, tylko mnie nie zabij!- krzyczała. To był jej pierwszy rejs kajakiem, przestraszona mocniej zacieśniła kamizelkę.
-A tylko bym spróbował- dał jej całusa i odepchnął drewniany sprzęt, po chwili wskoczył do środka i odebrał wiosło od ukochanej.
-Dużo już pływałeś?
-Kochanie, nie bój się, jestem przy tobie- na te słowa szatynka odwróciła się jego stronę, a on pocałował ją delikatnie w usta. Po oderwaniu, przypominając dziewczynie teorię wiosłowania obydwoje ruszyli poruszając zsynchronizowanie rękoma. Szło im całkiem dobrze, Violetta załapała o co chodzi. Po przepłynięciu jeziora dookoła, mężczyzna wyskoczył z kajaka i pociągnął sprzęt wraz z ukochaną nad brzeg.
-I co? Nie było tak strasznie?
-Och, jak ja cię kocham!- wyskoczyła i rzuciła mu się na szyję.
-Jak będziemy mieć dzieci, też będziemy zabierać je na kajaki- rozmarzył się.
-Chciałbyś?- posłał jej pytające spojrzenie.- ...mieć ze mną dzieci?
-Z tobą to mógłbym nawet teraz- pocałował ją w głowę.
-Pytam poważnie
-Viola, kocham cię najmocniej na świecie, oczywiście, że tak! 
-Też cię kocham najmocniej na świecie- złączyła swoje i jego usta w krótkim buziaku, niestety (albo i stety?) szatyn pogłębił pocałunek, robiąc go bardziej drapieżnym. Oboje upadli na koc rozłożony na piasku i szybko pozbywając się ubrań...

-Wiedziałem, że cię tu znajdę- z rozmyśleń wyrwał ją głos, który doskonale znała. Powoli otworzyła oczy i ujrzała przed sobą jego muskularną posturę. Podniosła się szybko- zawsze kochałaś oglądać zachody słońca
-Leon, ja...
-O nie- przerwał jej i pociągnął ponownie na ławkę.-Musimy porozmawiać, nie sądzisz?
-Nie, nie sądzę. Muszę wracać do Belli- znów chciała się podnieść, ale mocny uścisk mężczyzny jej to uniemożliwił. 
-Już u niej byłem. Słodko spała, a w razie czego pielęgniarka nad nią czuwa
Już zachowuje się jakby to była jego córka~pomyślała.
-Dlaczego MOJA córka tak cię interesuje?
-Viola, a powiedz mi proszę gdzie jej ojciec?- spytał patrząc prosto w jej oczy. Musiał znać prawdę. Musiał. Szatynka zacisnęła ręce w pięści, serce zaczęło mocniej uderzać. Musiała zmienić temat, Leon nie mógł poznać prawdy.
-Dlaczego tak nagle zaczęło w ogóle interesować cię moje życie?!- krzyknęła, a po chwili syknęła- Leć do tej swojej dziuni 
-Viol... Jakiej dziuni?!
-A z kim mnie zdradziłeś, co?!- ponownie podniosła głos. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, szatyn szybko otarł ją kciukiem.
-Nie zdradziłem cię. Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale cię nie zdradziłem, przysięgam- zacisnął usta w wąską linię.- Kocham cię nad życie, jakbym mógł to zrobić?
Violetta nie odpowiedziała od razu. Kocham cię nad życie...
-Dlaczego mam ci wierzyć?- spytała spoglądając na niego.
-Bo mnie kochasz- powiedział niepewnie. Natychmiast Castillo odwróciła wzrok, wstała.
-Nie zaczepiaj więcej Belli, mnie także- odwróciła się do niego plecami i zaczęła iść w stronę kliniki. Za swoimi plecami słyszała krzyki:
-Violetta, daj m to wszystko wytłumaczyć... Kocham cię!
Zwolniła kroku.
Kocham cię...
Spojrzała na jego zawiedzioną minę ostatni raz i odeszła w stronę budynku.


-Mamusiu, płakałaś w nocy?- spytała mała przecierając oczka.
-Dlaczego tak myślisz, skarbie?
-Bo poduska jest mokra i carna od tusu- wskazała na białą pościel.
-Och, to nic kochanie, tylko nie zmyłam makijażu i się rozmazał- skłamała.
-A zobacę się dziś z Leonem?- kobieta zesztywniała słysząc to imię.
-Najpierw zjedz śniadanie, później porozmawiamy...
Mama dziewczynki zamówiła do pokoju dwie porcje posiłku, zjadły je wspólnie z córką, a następnie się przebrały- Isabell w biały tshirt, szare dresowe spodnie i malutkie Air Force, a starszą Castillo w sukienkę w kwiaty i czarne szpilki. Dorosła zaplotła sobie i córce warkocza- były gotowe na dzisiejszy dzień.

-Ślicznie kruszynko. Jeszcze jeden wdech i wydech- powiedziała lekarka osłuchując serce małej. Następnie nakleiła jej ,,dzielny pacjent" na bluzeczkę. -Brawo. Wyniki otrzymacie po południu i wtedy też okaże się kiedy będzie operacja.
-Dziękujemy, do widzenia- rodzicielka wyprowadziła córkę z gabinetu.
-Co teraz robimy mamusiu?
-Teraz mamy wolne skarbie, co chcesz robić?- pogłaskała Bellę po główce.
-A mogę iść na świetlicę?
-A będzie tam ten... Zababa?
-Nie wiem czy będzie pan ZABAWABA... To mogę iść? Proosę!
-No dobrze dobrze, chodźmy.
Córka zaprowadziła matkę pod ową bawialnię, sama weszła do środka. Violetta podziwiała swoją kruszynkę przez szybę. Była taka urocza! Może Leon powinien wiedzieć? Może powinna pozwolić mu się wytłumaczyć? Na razie absolutnie nie znała odpowiedzi na te pytania.
-Hej- podskoczyła słysząc ten głos.
-Prosiłam cię o coś- westchnęła.
-Dobrze wiesz, że tak łatwo nie odpuszczam- uśmiechnął się.- Możemy porozmawiać? Na spokojnie?
Mimowolnie szatynka skinęła głową.


-[...] to była tylko Laura. Moja siostra, wróciła wtedy ze Szwajcarii. Poszedłem wówczas... do jubilera. Tego dnia chciałem ci się oświadczyć, ale ty nagle zniknęłaś. Dobijałem się do twojego akademika, ojca. Tak po prostu odeszłaś... Przez głupie nieporozumienie!
-Przeniosłam się na architekturę w Seattle- sama nie wiedziała czemu to powiedziała. Żeby nie martwił się, ze z jego powodu rzuciła studia? Żeby wiedział? 
Jego wyznanie... Miało sens, zachowała się jak idiotka. Ale to nie znaczy , że od razu rzuci mu się w ramiona. Bardzo go kochała, ale Leon był już zamkniętym rozdziałem w jej życiu.
- Wierzysz mi?- spytał. Violetta powolnie potaknęła.- Dlaczego przyszłaś wtedy tak wcześnie? To było coś ważnego? Przepraszam, ale w mojej głowie jest tyle pytań!
-Chciałam się tylko z tobą zobaczyć- skłamała.- To nie było nic ważnego.
-A, Violetta...- otarł dłońmi.-... kto jest ojcem Belli? Ja?
Zadrżała. Znów o to pyta. Chociaż to było do przewidzenia, ma prawo dociekać. 
-Leon...
Ze świetlicy wybiegła ich córka.
-Leon!- rzuciła mu się na szyję.
-Hej szkrabie. Mała, twoja mama nie chce powiedzieć mi ile masz lat- zadał podchwytliwe pytanie. Cztery- oznaczałoby że to prawdopodobnie jego dziecko.
-Trzy- pośpiesznie wtrąciła Violetta chcąc uniknąć katastrofy.
-Wcale nie mamo! Mam ctery latka- śmiała się.
Na twarzy Leona zagościł wielki uśmiech. Zatem... to prawdopodobnie jego dziecko? To byłaby fantastyczna wiadomość!
-Kochanie, idź jeszcze się pobaw, my musimy porozmawiać- oddelegowała córkę.
-Violetta... bella jest moją córką, tak?
-Ni...Nie Leon- skłamała.- Po tym feralnym poranku poszłam się... upić i tam wpadłam. To nie twoja córka
-Jesteś pewna? Na 100%?- spytał zawiedziony. Castillo pokiwała głową.-Mogę zadać ostatnie pytanie?
-Wal śmiało- uśmiechnęła się. W końcu o nic gorszego nie może spytać!
-Kochasz mnie?- szepnął nie odrywając wzroku z jej pięknych, czekoladowych oczu.


*************************************************

Witam z drugą częścią OS! 
Starałam się wyrobić w tym tygodniu jak nie wiem, ale jest! Niedzielny poranek,
wasza wyczekiwana dwójeczka =)
Pojawiają się wspomnienia z przeszłości, kłamstwa Violetty i łagodniejsza rozmowa 
rodziców Belli ^^ Czy tylko ja ją kocham? Słodziaśna moja ♥
UWAGA SPOJLER: German trochę pomoże Leośkowi :))
Bo go lubi i chce być jego zięciem. Wróć- teściem XD
A co do opowiadania: ósemka jest w połowie, będę się starała skończyć ją w czerwcu,
bo już po zakończeniu wyjeżdżam na obóz (utrudnione, prawie niemożliwe pisanie)
Ale wszystkiego dokładnie dowiecie się pod następnym rozdziałem, w ogłoszeniach 
(będą długie, ostrzegam)
Zapraszam do komentowania i odwiedzania zakładek :*
xx
PS Będzie jeszcze trzecia cześć OS. Czwartej raczej nie przewiduję.
PPS Do Dżandzusia- one shot'ów nie dedykuję, ale rozdziały tak. Ósemka będzie twoja ♥







czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 7: This fucking life

 Keira, ten beznadziejny rozdział dla Ciebie. Wybacz! 



Obudziły mnie promienie słońca wystające zza rolet. Otworzyłam oczy i patrzyłam się w sufit. Cholerny kac... Boli jak nie wiem co. Egh... Trzeba było nie zapijać smutków. Podniosłam się i ze zdziwieniem odkryłam, że moja sypialnia jest posprzątana. Może Ludmiła wcześniej wstała i wszystko ogarnęła? Kochana jest. Nagle zdałam sobie sprawę, że mi zimno. Spojrzałam na siebie- jestem prawie naga! Kusa bielizna od Victoria’s Secret nie zakrywała zbyt dużo ciała... Boże, co tu się usiało wczoraj dziać?! Opadłam na łóżko. Ból głowy nie daje mi racjonalnie myśleć. Może to sen? Uszczypnęłam się- Ała! To zabolało, więc jestem na jawie. Przekręciłam się na drugi bok i zobaczyłam...nie, to nie może być prawda(!)... NAGIEGO, odwróconego do mnie tyłem faceta! Przybliżyłam się niepewnie i nigdzie nie pomyliłabym tego zapachu...Verdas! Co on tu do cholery robi?! Czy my... NIE NIE NIE! To nie może być prawda! Nie mogłam uprawiać z nim seksu! Odchyliłam kołdrę... Był w bokserkach. Uff... Jak on się tu tak właściwie znalazł?! Czy ja zadzwoniłam do niego i kazałam mu przyjść? Idiotka!! Moje serca zaczęło szybciej bić. Dla pewności podniosłam się i szukałam na kołdrze śladów spermy. Nigdzie jej nie było, na szczęście. Wstałam powoli i wyciągnęłam szlafrok z szafy. Szybko go ubrałam, i wyszłam zostawiając Verdasa samego w sypialni. Nie wiem, nie mam pojęcia co mogło się stać między nami. Może Leon był bardziej trzeźwy? 
Podreptałam do garderoby i wyciągnęłam kwieciste spodnie, czarny T-shirt, czystą bieliznę, czarne rajstopy od Calzedonii i baleriny tego samego koloru (kiedy tylko zdejmą mi tą pieprzoną skarpetę- wracam do was, moje kochane szpilki!). Z takim zestawem poszłam do łazienki na piętrze (nie pójdę przecież do tej w mojej sypialni!). Otworzyłam białe drzwi i podskoczyłam ze strachu, wydając z siebie okrzyk. W wannie spała Ludmiła! Co się działo wczoraj do jasnej cholery?!
Moim krzykiem obudziłam blondynkę. Złapała się szybko za głowę. Też ma kaca, bidulka.
-Cholera Castillo, co się tak drzesz?- spytała zła.
-Ludmiła, dlaczego ty śpisz w wannie?!- blondynka rozejrzała się po łazience.
-O Boże...- rzuciła.
Podeszłam do niej i ukucnęłam.
-Wiesz, że w moim łóżku śpi Verdas?!- krzyknęłam szeptem. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy.
-Że co?!
-Lu, pamiętasz co się wczoraj działo? Spójrz tylko na mnie- odchyliłam szlafrok.- A Leon leży w samych bokserkach!
-Matko... Violetta, ja nic nie pamiętam! Wiem tylko, że przyniosłam twoje ulubione wino, a dalej... Nic, kompletna pustka-szeptała przerażona.
-Super-rzekłam sarkastycznie.- Może Leon będzie coś pamiętał... Okay, ty tu sobie śpij, a ja idę do łazienki na dole.
Zeszłam na dół i zamknęłam się w łazience. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Tam umyłam swoje ciało kokosowym żelem pod prysznic, a włosy czekoladowym szamponem. Zmyłam powstała pianę i wytarłam się do sucha. Na koniec posmarowałam swoje ciało masłem kakaowym i wysuszyłam włosy, aby następnie ubrać wybrany zestaw. Nie psikałam się perfumami. Zapach czekolady i kokosa jest wystarczający. Na twarz nałożyłam delikatny makijaż. Przejrzałam się w lustrze i zadowolona z efektu opuściłam łazienkę. Udałam się do kuchni i przygotowałam koktajl z bananów z miodem. Według mnie- najlepszy sposób na kaca. Zrobiłam dwie porcje i jedną wypiłam duszkiem, a drugą zaniosłam na górę dla Lu. Nie było jej już w wannie. Zawołałam ją szeptem, żeby nie obudzić Leona, a ona już po chwili wyłoniła się zza drzwi pokoju gościnnego. Wyszła na korytarz. Była już przebrana i umyta. Miała na sobie szary top, białą marynarkę i poprzecierane jeansy. Na jej długich jak cholera nogach klasyczne, białe Convers’y. Długie, blond włosy były związane w luźnego warkocza na bok, miała delikatny makijaż i usta w kolorze fuksji. Wyglądała –jak zawsze- fantastycznie.
Podałam przyjaciółce napój i zeszłyśmy na dół. Zrobiłam nam francuskie śniadanie z mocnym espresso. Czekałyśmy w napięciu, aż Verdas się obudzi i do nas zejdzie. MUSIMY wiedzieć co się stało! Nie minęło nawet pięć minut, a wilk wyszedł z lasu. Wyglądał niezwykle pociągająco w potarganych włosach. Starałam się być twarda i nie okazywać mojego podniecenia. Przygryzłam dolną wargę i zaczęłam rozmowę:
-Hej Leon- starałam się być... oschła?
-Cześć dziewczyny- odpowiedział szybko i usiadł przy wysepce.- Co jesteście takie sztywne?
Faktycznie, stałyśmy na baczność. Oparłam się na blacie, a Lu podeszła do Leona.
-My nie mieliśmy jeszcze okazji...-podała mu swoją rękę.- Ludmiła Ferro.
On wstał i ucałował jej dłoń.
-Leon Verdas. Miło mi-na twarzy Ferro pojawił się drobny rumieniec. Byłam trochę zazdrosna... Chwileczkę... ja? Zazdrosna?!
 -Mi również-odeszła od niego, powracając na swoje wcześniejsze miejsce.
-Leon... Mogę ciebie o coś spytać?- odezwałam się.
-Jasne-chyba niczego się nie spodziewał. Zachowywał się...normalnie. Jakby nic nie miało w nocy miejsca.
-Eghm- odkaszlnęłam.- Wiesz... Wiesz może co działo się tu dziś w nocy?
Leon wybuchł niepohamowanym śmiechem.
-Lleon?- spojrzałam na niego przerażona. A kiedy on spojrzał na mój wyraz twarzy zaśmiał się jeszcze bardziej:
-Spokojnie! Do niczego między nami nie doszło, jeśli o to ci chodzi- spadł mi kamień z serca. Chociaż... Ja i Leon... w jednym łóżku... to musiałoby być coś! -Ogarnij się VIOLETTA!- przypomniała mi moja podświadomość.
-Ale... to dlaczego spałeś ze mną w jednym łóżku?


 -Mogę wiedzieć czemu nie śpisz... i jesteś pijana?- próbowałem jakoś dociec.
-Przyszła moja ,,siostra”- zgięła wskazującego i środkowego palca.- Ale zasnęła, ma słabą głowę. Nie to co jaa!
Zakręciła się w kółko i wpadła na mnie.
-A co ty tu masz?- wyciągnęła mi z ręki butelkę trunku.- Wino! Kochany! A który rocznik?- zachwiała się.
-Pięćdziesiąty szósty
-Ha! Przebiłeś ją!- o co jej do cholery chodzi? Już powędrowała do kuchni i wyjęła korkociąg. O nie, nie pozwolę na to. Wyrwałem jej go z ręki i odłożyłem na blat.
-Violetta! Nie dam ci się jeszcze bardziej upić!
-Nieee? A kochanie, może w zamian trochę się zabawimy?-  chciała dokończyć przeszkodzoną czynność- rozpinanie guzików.
-Nie będę pierzył się z pijaną dziewczyną!- znów ją odepchnąłem.
-Już cie nie pociągam?- zrobiła minę zbitego psa.
-...Koniec rozmowy! Idziesz do łóżka!- chciałem przywrócić ją do porządku.- Gdzie twoja sypialnia?
-Pokaże ci, jeśli pójdziemy RAZEM do mojego łóżka-znów się zachwiała.
-Zgoda- skłamałem. Szatynka wzięła moją rękę i zaprowadziła mnie na górę, do odpowiednich drzwi. Popchnęła białe drzwi i tym sposobem ukazała mi swoje królestwo. Jest to bardzo ładna, delikatna sypialnia. W odcieniach wanilii. Szkoda tylko, że była cała zawalona resztkami jedzenia, śmieciami, rozlanymi napojami itd. Violetta szła dalej i rzuciła się na łóżko. Następnie zabrała się za zdejmowanie z siebie ubrań. Gdy została w samej czarno-złotej bieliźnie, przerwałem jej z niechęcią rozbieranie. Wyglądała mega pociągająco, ale byłem twardy.
-Koniec żartów. Idziesz spać- przykryłem ją kołdrą i położyłem się obok niej, aż zaśnie.
-Ale ja chcę się baawić!
-Pobawisz się później. Teraz śpij-dalej nie protestowała. A po chwili- zasnęła. Wstałem i na nią spojrzałem- wyglądała bardzo uroczo. Mógłbym ją tak przerżnąć, ach byłaby zabawa... Stop Verdas! Zagalopowałeś się nieco.
Postanowiłem odszukać jej wspomnianą ,,siostrę”. Krążyłem po mieszkaniu, aż wreszcie znalazłem ją w wannie- spała. Była bardzo ładna, tak samo jak Violetta. Pewnie również jakaś modelka. Wziąłem dla niej koc, i przykryłem nim blondynkę.
 -Muszę im pomóc- pomyślałem.
Mimo, iż byłem mega zmęczony po dyżurze zabrałem się do roboty i zacząłem sprzątać- czego nie robi się dla miło... przyjaźni
Po dwóch godzinach padłem zmęczony obok Violetty. Nie mam siły wracać do siebie, przenocuję u Castillo. Zgrzałem się od tego sprzątania, więc rozebrałem się do samych bokserek. Leżąc tak przy szatynce z trudem próbowałem uspokoić swojego ,,przyjaciela", więc aby nie wywołać erekcji odwróciłem się na drugi bok i szybko odpłynąłem.

-...I tak mniej więcej to wygląda. Skończyłyście przesłuchanie?
-Tak, jasne- odpowiedziała Lu zawstydzona naszym zachowaniem.
-Zasłużyłeś na śniadanie- zaśmiałam się i podałam mu danie. A on zabrał się do jedzenia.
-Mmm! To jest pyszne!- krzyknął.
-Miło mi to słyszeć- zarumieniłam się.
Po około kwadransie Ferro zaczęła się zbierać. Ma dziś wywiad dla Glamour, a wieczorem randkę. Obiecałam jej, że wpadnę  popołudniu i pomogę się przyszykować.
-No to zostaliśmy sami...-Leon zbliżył się do mnie.-Teraz to ja mogę zadać ci pytanie?
Nie miałam pojęcia do czego zmierza.
-Okaay...- odpowiedziałam.
-Przyszedłem tu dziś w nocy, bo musiałem się czegoś dowiedzieć. A mianowicie... Dlaczego wczoraj tak szybko uciekłaś? Byłem zbyt nachalny?- zamurowało mnie. Egh... Chyba czas na szczerą rozmowę.
-Leon, bo ja... Wiem, że wszystko spieprzyłam- złapałam się rękoma za głowę.
-Co proszę?- był zdezorientowany.
-Kim dla ciebie jestem?- podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy. Muszę to wiedzieć.  Wahał się.- No kim?!
-Violetta, ja...- zadzwonił jego telefon. Świetnie, kurwa! Świetnie! Leon spojrzał na wyświetlacz- Przepraszam, muszę odebrać- przyłożył telefon do ucha.- Tak?... Teraz?... A Broduey?...Świetnie (ironiczne)... Dobra, będę za pół godziny.
-Coś się stało? 
-Tak. Violetta, bardzo cię przepraszam, był jakiś wypadek samochodowy na dwudziestej dziewiątej, jest dużo rannych i jestem potrzebny na oddziale.
-Ach... Dobrze, jedź do pracy- byłam trochę urażona.
-Nie bądź zła...-był ...smutny?- Powiedz jeszcze...Jak noga?
-Świetnie! Dziś na kontrolę.
-Okay- powiedział pośpiesznie zakładając buty. Następnie wstał i musnął mój policzek. Zrobiło mi się ciepło od środka. A on nie przestawał. Szepnął mi uwodzicielsko do ucha- Wyglądasz przepięknie.
Zarumieniłam się. Ja tu próbuję być na niego zła, a on mi to uniemożliwia! Szatyn szybko rzucił- Napiszę do ciebie! -puścił oczko i wyszedł pozostawiając mnie samą. Miałam mętlik w głowie... W co on gra? Co do mnie czuje?!
Life... och this fucking life is so complicated!~ mówi mi moja podświadomość. I znowu- ma rację. Przystaję na myśli, że jestem tylko i wyłącznie jego przyjaciółką, a on nie ma wobec mnie poważniejszych zamiarów.

Przypomniały mi się słowa mojej matki z dzieciństwa ,,Pamiętaj kotku, że cokolwiek by się działo zawszę będę przy tobie. W twoim serduszku... Posłuchaj go czasami”. Moja mama miała nowotwór. Wiedziała, że nie ma takiej szansy, aby wyzdrowiała, dlatego każdy dzień swojego życia poświęcała mi. Każdego dnia dawała dobre nauki. Aż w końcu, gdy miałam 10 lat... Odeszła. Bardzo mi jej brakuje. Gdy miałam 16 lat, razem z Ludmiłą poszłyśmy do szkoły modelingu. Później obie robiłyśmy studia w kierunku projektowania, ja dodatkowo prawo, a blondyna- architekturę wnętrz. Od czasu swojej szesnastki, bardzo rzadko widuję się z tatą... Był cholernie uciążliwy, miał jakieś wąty, o wszystko się czepiał. W ogóle nie zmartwiła go śmierć matki, byłam dla niego ciężarem, a on dla mnie, dlatego schodziłam mu z drogi tak bardzo jak tylko potrafiłam... Ojciec jest prezesem dużej firmy deweloperskiej. Częściej niż z nim, widuję się z Angie- siostrą mamy. Jest projektantką, więc mamy wspólne tematy. Już kilka razy szłam w jej pokazach i muszę przyznać- moja ciotka ma talent! Niedawno wyjechała służbowo do Francji na Fashion Week, więc z nią także mam chwilowo ograniczone kontakty. Na szczęście wraca za tydzień...

Trochę za bardzo powróciłam do wspomnień z dzieciństwa... Spojrzałam na zegarek jest już późno, a ja mam wywiad dla JOY... Pośpiesznie założyłam płaszcz Burberry, buty oraz torebkę i wyszłam z mieszkania. Starałam się iść szybko, ale noga nie jest jeszcze sprawna w 100.%. Na szczęście kawiarnia, w której się umówiłam jest blisko. Już po kilku minutach byłam na miejscu. Zmarznięta zdjęłam płaszcz i rękawiczki szukając wzrokiem dziennikarki. Podobno blond, krótkie włosy... Hmm, nigdzie jej nie widzę. Może przyszłam za wcześnie? Zdezorientowana usiadłam przy wolnym stoliku. Niemalże od razu podszedł kelner i prosił o zamówienie.
-Poproszę waniliowe Latte Machiato- powiedziałam cicho.
-To wszystko? -spytał.
-Tak, dziękuję-odszedł, a ja stukałam czarnymi paznokciami o blat. Po chwili podeszła do mnie dziewczynka. Miała może... 8 lat?
-Przepraszam bardzo, czy byłaby pani skłonna dać mi swój autograf?- jaka urocza... Taka wyniosła kruszynka...
-Oczywiście szkrabie. Jak masz na imię?- uśmiechnęłam się mimo stresu przed wywiadem.
-Elizabeth- zarumieniła się. Szybko napisałam ,,Dla oddanej fanki Elizabeth, Violetta Castillo” i podałam kartkę małej.- Dziękuję serdecznie!
I odbiegła. Chwilę później kelner przyniósł mój kawę. Podziękowałam i upiłam łyk gorącej cieczy. Minął kwadrans, a dziennikarki nadal nie było. Zadzwoniłam do niej żądając wyjaśnień.
-Panno Castillo, bardzo mi przykro, ale nasz wywiad został przełożony na jutro o tej samej porze...
-Więc jak to możliwe, że nic o tym nie wiem?!- byłam zła. Zmarnowany cenny czas. Nie dałam dojść jej do głosu.- Jestem poważną kobietą i wypraszam sobie takie traktowanie!
-Oczywiście... Przepraszam bardzo. Zatrzymały mnie... ważne sprawy. Zatem widzimy się jutro?
-Mam nadzieję... Żegnam!- rozłączyłam się. Egh...spokojnie Vilu, spokojnie. Zła wyjęłam z torebki środki uspokajające i połknęłam jedną, białą kapsułkę. Wyszłam szybko z kawiarnii i zatrzymując taksówkę pojechałam pod szpital św. Anny. Niech chociaż zdejmą mi to gówno. Przedstawiłam się w recepcji i zostałam skierowana do zabiegowego. Czekał już tam na mnie Frederico. Przytuliłam się z nim, po czym młody chirurg zdjął mi ten wkurzający usztywniacz, kazał mi poruszać odrobinę nogą. Zrobiłam to- z delikatnym bólem.
-No dobrze, Vilu. Jest okay, ale nie zadowalająco...
-Tylko mi nie mów, że będę musiała nosić jeszcze to...-powstrzymałam się.- Ustrojstwo.
-Niee, aż tak to nie. Rób te ćwiczenia mniej więcej dwa razy dziennie- podał mi pewną broszurkę. Zerknęłam na tytuł ,,Rehabilitacja po przejściach". Parsknęłam śmiechem.- To nie zabawne. Jeśli chcesz wrócić do pełnej sprawności musisz je robic co najmniej przez trzy dni
-Jezus, coś ty taki spięty?- rozluźniłam się. Oho, leki zaczynają działać
-Mam dzisiaj...-zawahał się.- Randkę z przecudną dziewczyną!
-Wow, congratulation! To tak jak moja przyjaciółka Lud...
-Ludmiła Ferro?- spytał.
-Taak, tylko mi nie mów, że wy...- przyłożyłam rękę do ust.- O boże!- przytuliłam się do Włocha.- Nie wierzę! Jesteście dla siebie... stworzeni!
-A ja nie wierzę, że mamy z Lu wspólnych znajomych! Rany.. Violetta, powiedz jakie kwiaty lubi?!
-Jeśli mam ci coś poradzić to oczywiście czerwone róże. A do tego wytrawne wino i Panna Cottę, wszelką modę, dowcipy... W sumie dalej jesteś zdany na siebie. Pamiętaj tylko, że Ferro za tobą szaleje- nie spieprz tego.
Szatyn zasalutował, a ja opuściłam gabinet. Wyszłam na szczęście nie natykając się na Leona, ale nie dziwię się- wszędzie jest masa ludzi z tego wypadku. Zapewne ma ręce pełne roboty. Złapałam taksówkę i pojechałam w stronę apartamentowca przyjaciółki. Muszę jej pomóc w przygotowaniach do wielkiego wieczoru.


***************************************************
Witam was kochani w ten upalny czwartkowy wieczór!
Przychodzę z -jak dla mnie- słabą siódemką.
Vils wspomina matkę i ojca, ponownie zażywa antydepresanty i wyjaśnia wreszcie co działo się ubiegłej nocy. Hahaha, Leoś nie wykorzystał sytuacji :<
Okazuje się, że wybrankiem Ferro jest Fede- to było do przewidzenia, lecz cóż... 
Kocham tą parę :3 UWAGA, W NASTĘPNYM ROZDZIALE BĘDZIE BARDZO DUŻO FEDEMIŁY!
Piszcie komy i pytajcie bohaterów w zakładce ;)
Dziękuję za tak pozytywne komentarze pod OS
To naprawdę WIELE dla mnie znaczy! ♥
Dziękuję raz jeszcze i do następnego!
xx


PS A tera trochę o mnie :)) Byłam wczoraj na dwójce ,,Avengersów". 
Film był fenomenalny, zajeb.... ^^ Nie zabrakło zwrotów akcji, zaskoczeń, fenomenalnych dialogów przesączonych dowcipem i moich ukochanych herosów ♥ Boże, Thor wyjdź za mnie!! ♥♥♥ Wybaczcie, zbyt go kocham... :')
Krąży mi po głowie pewien szatański plan odnośnie bloga, ale muszę to przemyśleć... Pożyjemy, zobaczymy! 

PS 2 Czy tylko ja czekam na 2.11.2017 (trzecia cześć Thora)?! Jeśli mam tego przecudownego boga komuś oddać to tylko Jane (a ten głupi śnił o Sif w ,,Ultronie"! :< jestem załamana). Dlatego muszę to wstawić :') 
Tak tak, to oni :)) 

PS 3 A teraz już was nie męczę moją zjebaną psychozą po ,,Avengersach" (Thor, przybywam!). Jeśli ktoś ma ochotę pogadać o ,,Ultronie"- wal śmiało :* 

Teraz już na serio- żegnam! ♥