niedziela, 21 czerwca 2015

One Shot: ,,Stara miłość nie rdzewieje..." cz.II



Mętlik w głowie nie dawał mu spokoju.
Znów tu jest. Znów tu jest. Ułożyła sobie życie na nowo, ma dziecko, prawdopodobnie i faceta. 
Nerwowo stukał długopisem w kartę jednego pacjenta, totalnie odsuwając od siebie rzeczywistość.
Violetta. JEGO Violetta.
Już wiedział kogo mała Bella tak bardzo mu przypominała i dlaczego nie mógł się od niej oderwać. Czuł jakby to wszystko było snem...

-Violetta?! To naprawdę ty?!- chciał do niej podbiec i ją przytulic, ale kobieta zrobiła krok w tył. Spojrzał na nią zdezorientowany, na co ona tylko pokręciła głową. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku, pociągnęła nosem. Zrobiła krok w stronę swojej córki i wyciągnęła do niej rękę.
-Mamusiu, co się stało?- spytała mała chwytając wyciągniętą dłoń.
-Mamusiu?!- przysłuchujący się szatyn doznał szoku.- Violetta, czy to..
-Nie powinno cię to interesować, zostaw mnie... zostaw nas w spokoju- syknęła nie patrząc na niego i szybko ponownie weszła z córką do windy. Drzwi w natychmiastowym tempie zamknęły się uniemożliwiając wejście Verdasa. Roztargniony wbiegł po schodach chcąc dogonić dziewczyny, niestety spotkał tam swego szefa.
-Leonie, a dokąd ci tak śpieszno? Mam dla ciebie robotę, zapraszam do gabinetu- kardiochirurg zrezygnowany westchnął cicho i podążył za starszym mężczyzną.

Z melancholijnego stanu wyrwały go otwierane drzwi. Do pomieszczenia weszła salowa, chciała zapewne posprzątać gabinet Leona. Widząc mężczyznę podskoczyła ze strachu.
-A pan doktor jeszcze tutaj? Przecież doktor powinien już być dawno temu w domu!- Verdas przetarł zmęczone oczy.
-A którą mamy godzinę?
-Już po dziewiątej- zerknęła na zegarek.
-Dobrze, dziękuję- zmienił kitel na skórzaną kurtkę, wziął torbę na ramię i wyszedł z gabinetu pozostawiając zdziwioną salową samą.
-Och dziwne te chłopaki-westchnęła i zaczęła wycierać biurko.

Dawno go tu nie było. Jeszcze kilka lat temu dobijał się jak oszalały, lecz pan domu kazał mu odpuścić. Ulicę pamiętał, numer niekoniecznie. 28? 38? Coś w ten deseń. Przejeżdżając swoim czarnym Lexusem LFA stanął nagle, z piskiem opon. To ten dom. Te same beżowe ściany i brązowy dach. Nawet to samo ogrodzenie! Nieprawdopodobne, że tak długo go tu nie było. Zaparkował auto przed podjazdem i podszedł do furtki. Niepewnie nacisnął domofon.
-Violu, wreszcie jesteś! Wchodź prędko...-i nie dając dojść mężczyźnie do głosu otworzył metalowe drzwiczki.
Szatyn popchnął je i pospiesznie posuwając stopy zmierzał ku gankowi. Nim wszedł po schodkach, białe drzwi otworzyły się.
-Kochanie, już się bałem, że tam zostaniesz!- mężczyzna o lekko siwych włosach wyłonił się z budynku. Widząc twarz Verdasa znieruchomiał, skutecznie udało mu się go odpędzić, nie spotykał go zbyt często w tym wielkim mieście.-Leon...
-Musimy porozmawiać, panie Castillo- starszy mężczyzna niechętnie skinął głową i wpuścił niedoszłego zięcia do domu.- Usiądź proszę-Wskazał mu na sofę.- Kawy, herbaty?
-Nic z tych rzeczy. Wiem, że Violetta wróciła
-To było do przewidzenia- German podszedł do barku i wyciągnął whisky.
-Nie, ja dziękuję, prowadzę- wycofał się młody. Ojciec Violetty niechętnie schował alkohol z powrotem i wrócił do rozmowy.
-Nie wiedziała, że tam pracujesz.
-...Ale pan wiedział.
-Tak, aczkolwiek nie chciałem jej denerwować, już ma za dużo problemów na głowie...
-Chodzi o Bellę?- spytał niepewnie.- Dlaczego mi nie mówiłeś, że Violetta ma córkę?
Byleby nie pytał czy to jego córka~ prosił w myślach ów dziadek
-Miałem powody, ale tak... chodzi o Bellę. Już ją poznałeś?- było to raczej stwierdzenie niż pytanie. Młody potaknął.
-Znam też jej przypadek. Prawdopodobnie będę asystował przy stole podczas jej operacji, to duży obowiązek, w końcu to dziecko Violetty i...- Castillo urwał chcąc uniknąć katastrofy.
-Leonie, proszę nie...- ale ten przerwał mu.
-Czy to moje dziecko?- zadał to jakże trudne pytanie. Męczyło go to od początku, a jeżeli...? Nie miał pojęcia ile dziewczynka ma lat, może płynęła w niej krew Leona, a może Violetta ułożyła sobie życie na nowo, z innym mężczyzną? German potarł swoje dłonie.-Do cholery! Odpowie pan?!
Wstał zdenerwowany. Milczenie starszego mężczyzny było podejrzane. Zbyt podejrzane
-Leonie, to sprawa między wami- powoli i ostrożnie dobierał każde słowo.- Najlepiej... jeśli spytasz moją córkę, ona ci odpowie na wszystkie pytania
-Tylko, o nieszczęście!- zawołał ironicznie.- Myśli, że ją zdradziłem! Nie chce ze mną rozmawiać!
-Dziwisz się jej?
-Nie zdradziłem jej! To... to było nieporozumienie- westchnął i usiadł ponownie na kanapie.
-Nieporozumieniem nazywasz półnagą kobietę leżącą w TWOIM łóżku? O wczesnym poranku?
-Kiedy Violetta wróci?- spytał zmieniając temat. Lubił Germana, ale chciał o tym porozmawiać tylko i wyłącznie z Violettą.
-Leonie, ja ci wierzę, mnie możesz okłamać, ale błagam, nie okłamuj mojej córki...
-Kiedy wróci- wycedził przez zęby. Ta cała sprawa go przerastała. Violetta, Bella... Te wszystkie sprawy z przeszłości. Chciał z nią porozmawiać, na spokojnie
-Nie wiem czy w ogóle wróci. Znasz ją, jest uparta jak osioł, a Isabell kocha jak mało kogo.
-Dlaczego nie chce mi pan powiedzieć czy to moja córka? To tylko trzy litery. Tak lub nie
-Chyba czas już na ciebie, Leonie- podniósł się z miejsca zirytowany German. Odprowadził zawiedzionego Verdasa pod furtkę i szepnął mu na ucho- Powiedz jej wszystko, jak było. Powiedz, że ją kochasz. 
Szatyn pokiwał głową, wsiadł do swojego sportowego auta i odjechał pod klinikę.


-Mamusiu, a dlacego pogniewałaś się na Leona?- kobieta ocknęła się słysząc to imię. Mocniej opatuliła córkę kołdrą drżącymi rękoma.
-A skąd znasz...tego pana?- spytała załamującym się głosem, lecz szybko się uśmiechnęła, aby sprawić wrażenie pogodnej.
-No jak to. To pan Zabawaba! Ale jak zdejmie strój to jest Leon- zarechotała.- On jest baardzo miły i zabawny i w ogóle caderski!- nakręciła się.- Opowiadał mi jak miał dziewcynę, ale ona zachowała się bardzo niemiło bo tak sobie go zostawiła i wyjechała. A on ją kochał. Bardzo kochał, mamusiu!- na te słowa kobiecie oczy zrobiły się szklane. Najchętniej wyjechałaby stąd ponownie do Seattle, ale to jedyne tak zaawansowane centrum kardiochirurgiczne na świecie. Musi wytrzymać, dla Belli.- Mamusiu, wsystko okay?
-Tak kotku, wszystko w porządku... Wiesz już późno, musisz być wyspana. W końcu jutro masz badania
-No juz, juz mamusiu. A będzies chciała poznać jutro Leona? To serio super gość!
-Zobaczymy maleńka, śpij już- zaczęła nucić małej kołysankę. Po kilku minutach czterolatka udała się do krainy Morfeusza, wtedy kobieta miała chwilę dla siebie. Ani jej się śniło wrócić do  domu, musiała być cały czas przy córce. Wyszła na chwilę, musiała się przewietrzyć. Poszła w stronę niewielkiego parku mieszczącego się tuż przy klinice, nogi zaniosły ją na ławkę, obserwowała stamtąd zachód słońca (od aut. jest czerwiec, słonce później zachodzi ;)) Przymknęła oczy...

-Kotku, tylko mnie nie zabij!- krzyczała. To był jej pierwszy rejs kajakiem, przestraszona mocniej zacieśniła kamizelkę.
-A tylko bym spróbował- dał jej całusa i odepchnął drewniany sprzęt, po chwili wskoczył do środka i odebrał wiosło od ukochanej.
-Dużo już pływałeś?
-Kochanie, nie bój się, jestem przy tobie- na te słowa szatynka odwróciła się jego stronę, a on pocałował ją delikatnie w usta. Po oderwaniu, przypominając dziewczynie teorię wiosłowania obydwoje ruszyli poruszając zsynchronizowanie rękoma. Szło im całkiem dobrze, Violetta załapała o co chodzi. Po przepłynięciu jeziora dookoła, mężczyzna wyskoczył z kajaka i pociągnął sprzęt wraz z ukochaną nad brzeg.
-I co? Nie było tak strasznie?
-Och, jak ja cię kocham!- wyskoczyła i rzuciła mu się na szyję.
-Jak będziemy mieć dzieci, też będziemy zabierać je na kajaki- rozmarzył się.
-Chciałbyś?- posłał jej pytające spojrzenie.- ...mieć ze mną dzieci?
-Z tobą to mógłbym nawet teraz- pocałował ją w głowę.
-Pytam poważnie
-Viola, kocham cię najmocniej na świecie, oczywiście, że tak! 
-Też cię kocham najmocniej na świecie- złączyła swoje i jego usta w krótkim buziaku, niestety (albo i stety?) szatyn pogłębił pocałunek, robiąc go bardziej drapieżnym. Oboje upadli na koc rozłożony na piasku i szybko pozbywając się ubrań...

-Wiedziałem, że cię tu znajdę- z rozmyśleń wyrwał ją głos, który doskonale znała. Powoli otworzyła oczy i ujrzała przed sobą jego muskularną posturę. Podniosła się szybko- zawsze kochałaś oglądać zachody słońca
-Leon, ja...
-O nie- przerwał jej i pociągnął ponownie na ławkę.-Musimy porozmawiać, nie sądzisz?
-Nie, nie sądzę. Muszę wracać do Belli- znów chciała się podnieść, ale mocny uścisk mężczyzny jej to uniemożliwił. 
-Już u niej byłem. Słodko spała, a w razie czego pielęgniarka nad nią czuwa
Już zachowuje się jakby to była jego córka~pomyślała.
-Dlaczego MOJA córka tak cię interesuje?
-Viola, a powiedz mi proszę gdzie jej ojciec?- spytał patrząc prosto w jej oczy. Musiał znać prawdę. Musiał. Szatynka zacisnęła ręce w pięści, serce zaczęło mocniej uderzać. Musiała zmienić temat, Leon nie mógł poznać prawdy.
-Dlaczego tak nagle zaczęło w ogóle interesować cię moje życie?!- krzyknęła, a po chwili syknęła- Leć do tej swojej dziuni 
-Viol... Jakiej dziuni?!
-A z kim mnie zdradziłeś, co?!- ponownie podniosła głos. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, szatyn szybko otarł ją kciukiem.
-Nie zdradziłem cię. Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale cię nie zdradziłem, przysięgam- zacisnął usta w wąską linię.- Kocham cię nad życie, jakbym mógł to zrobić?
Violetta nie odpowiedziała od razu. Kocham cię nad życie...
-Dlaczego mam ci wierzyć?- spytała spoglądając na niego.
-Bo mnie kochasz- powiedział niepewnie. Natychmiast Castillo odwróciła wzrok, wstała.
-Nie zaczepiaj więcej Belli, mnie także- odwróciła się do niego plecami i zaczęła iść w stronę kliniki. Za swoimi plecami słyszała krzyki:
-Violetta, daj m to wszystko wytłumaczyć... Kocham cię!
Zwolniła kroku.
Kocham cię...
Spojrzała na jego zawiedzioną minę ostatni raz i odeszła w stronę budynku.


-Mamusiu, płakałaś w nocy?- spytała mała przecierając oczka.
-Dlaczego tak myślisz, skarbie?
-Bo poduska jest mokra i carna od tusu- wskazała na białą pościel.
-Och, to nic kochanie, tylko nie zmyłam makijażu i się rozmazał- skłamała.
-A zobacę się dziś z Leonem?- kobieta zesztywniała słysząc to imię.
-Najpierw zjedz śniadanie, później porozmawiamy...
Mama dziewczynki zamówiła do pokoju dwie porcje posiłku, zjadły je wspólnie z córką, a następnie się przebrały- Isabell w biały tshirt, szare dresowe spodnie i malutkie Air Force, a starszą Castillo w sukienkę w kwiaty i czarne szpilki. Dorosła zaplotła sobie i córce warkocza- były gotowe na dzisiejszy dzień.

-Ślicznie kruszynko. Jeszcze jeden wdech i wydech- powiedziała lekarka osłuchując serce małej. Następnie nakleiła jej ,,dzielny pacjent" na bluzeczkę. -Brawo. Wyniki otrzymacie po południu i wtedy też okaże się kiedy będzie operacja.
-Dziękujemy, do widzenia- rodzicielka wyprowadziła córkę z gabinetu.
-Co teraz robimy mamusiu?
-Teraz mamy wolne skarbie, co chcesz robić?- pogłaskała Bellę po główce.
-A mogę iść na świetlicę?
-A będzie tam ten... Zababa?
-Nie wiem czy będzie pan ZABAWABA... To mogę iść? Proosę!
-No dobrze dobrze, chodźmy.
Córka zaprowadziła matkę pod ową bawialnię, sama weszła do środka. Violetta podziwiała swoją kruszynkę przez szybę. Była taka urocza! Może Leon powinien wiedzieć? Może powinna pozwolić mu się wytłumaczyć? Na razie absolutnie nie znała odpowiedzi na te pytania.
-Hej- podskoczyła słysząc ten głos.
-Prosiłam cię o coś- westchnęła.
-Dobrze wiesz, że tak łatwo nie odpuszczam- uśmiechnął się.- Możemy porozmawiać? Na spokojnie?
Mimowolnie szatynka skinęła głową.


-[...] to była tylko Laura. Moja siostra, wróciła wtedy ze Szwajcarii. Poszedłem wówczas... do jubilera. Tego dnia chciałem ci się oświadczyć, ale ty nagle zniknęłaś. Dobijałem się do twojego akademika, ojca. Tak po prostu odeszłaś... Przez głupie nieporozumienie!
-Przeniosłam się na architekturę w Seattle- sama nie wiedziała czemu to powiedziała. Żeby nie martwił się, ze z jego powodu rzuciła studia? Żeby wiedział? 
Jego wyznanie... Miało sens, zachowała się jak idiotka. Ale to nie znaczy , że od razu rzuci mu się w ramiona. Bardzo go kochała, ale Leon był już zamkniętym rozdziałem w jej życiu.
- Wierzysz mi?- spytał. Violetta powolnie potaknęła.- Dlaczego przyszłaś wtedy tak wcześnie? To było coś ważnego? Przepraszam, ale w mojej głowie jest tyle pytań!
-Chciałam się tylko z tobą zobaczyć- skłamała.- To nie było nic ważnego.
-A, Violetta...- otarł dłońmi.-... kto jest ojcem Belli? Ja?
Zadrżała. Znów o to pyta. Chociaż to było do przewidzenia, ma prawo dociekać. 
-Leon...
Ze świetlicy wybiegła ich córka.
-Leon!- rzuciła mu się na szyję.
-Hej szkrabie. Mała, twoja mama nie chce powiedzieć mi ile masz lat- zadał podchwytliwe pytanie. Cztery- oznaczałoby że to prawdopodobnie jego dziecko.
-Trzy- pośpiesznie wtrąciła Violetta chcąc uniknąć katastrofy.
-Wcale nie mamo! Mam ctery latka- śmiała się.
Na twarzy Leona zagościł wielki uśmiech. Zatem... to prawdopodobnie jego dziecko? To byłaby fantastyczna wiadomość!
-Kochanie, idź jeszcze się pobaw, my musimy porozmawiać- oddelegowała córkę.
-Violetta... bella jest moją córką, tak?
-Ni...Nie Leon- skłamała.- Po tym feralnym poranku poszłam się... upić i tam wpadłam. To nie twoja córka
-Jesteś pewna? Na 100%?- spytał zawiedziony. Castillo pokiwała głową.-Mogę zadać ostatnie pytanie?
-Wal śmiało- uśmiechnęła się. W końcu o nic gorszego nie może spytać!
-Kochasz mnie?- szepnął nie odrywając wzroku z jej pięknych, czekoladowych oczu.


*************************************************

Witam z drugą częścią OS! 
Starałam się wyrobić w tym tygodniu jak nie wiem, ale jest! Niedzielny poranek,
wasza wyczekiwana dwójeczka =)
Pojawiają się wspomnienia z przeszłości, kłamstwa Violetty i łagodniejsza rozmowa 
rodziców Belli ^^ Czy tylko ja ją kocham? Słodziaśna moja ♥
UWAGA SPOJLER: German trochę pomoże Leośkowi :))
Bo go lubi i chce być jego zięciem. Wróć- teściem XD
A co do opowiadania: ósemka jest w połowie, będę się starała skończyć ją w czerwcu,
bo już po zakończeniu wyjeżdżam na obóz (utrudnione, prawie niemożliwe pisanie)
Ale wszystkiego dokładnie dowiecie się pod następnym rozdziałem, w ogłoszeniach 
(będą długie, ostrzegam)
Zapraszam do komentowania i odwiedzania zakładek :*
xx
PS Będzie jeszcze trzecia cześć OS. Czwartej raczej nie przewiduję.
PPS Do Dżandzusia- one shot'ów nie dedykuję, ale rozdziały tak. Ósemka będzie twoja ♥







4 komentarze:

  1. One Shot wspaniały. Zazdroszczę talentu. Życzę jak najwięcej weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hello *,* jakoś tak zasnąć nie mogę. Więc odwiedziłam sobie Twojego bloga
    Cierpię chyba na jakąś bezsenność ^^
    Chociaż oczy już mi się zamykają :>

    Dobrze, że rozdziały dedykujesz ! ♡
    Następny jest Me ; 333 ohh yea
    Czekam sobie na tą ósemkę

    Przyznam się szczerze, że dopiero dziś obejrzałam 80 odcinek 3 sezonu V.
    Wtedy nie byłabym w stanie, na koniec miałam lekką załamał, że koniec V
    Naszczęscie oglądam kanał Blanco *,*
    Jeju ja tu gadam o sobie, a gdzie o os ^^

    Wracając do One Shota jest wspaniały.
    Violetta nie chce powiedzieć prawdy ; c
    Leon domyśla się, że Bella jest jego.
    Niech Violetta da mu szansę.
    Muszą być razem, mała potrzebuje ojca.
    Leon postaraj się trochę ; 333
    Bella <<< operacja :( ojej
    Kocham tego Os' a ♡♡♡

    Uwielbiam twojego bloga *,*
    Mam go w telefonie w zakładkach ;^^
    Podoba mi się Twój styl pisania.
    Masz talent naprawdę . Zazdroszczę.
    Życzę weny, bo zawsze potrzebna.
    Oczywiście czekam już na 3 część ! :*

    Ps. Kochana udanych wakacji ;***
    Aby ten wyjazd na obóz Ci Się Udał.
    Jaki to obóz ? Xd
    Niedługo zmienię nazwę, ta jest głupia ;^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku cudny ten Shot serio :D
    Nie moge sie doczekač III części
    Leonetta chcem ją <333
    Bella ( Isabelle) naprawde jest słodka
    czek na następny
    Pozdrawiam

    Maggie

    OdpowiedzUsuń