piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 9: Spróbujemy


Wszystkim, którzy wytrzymali i wytrwali
 




 Obudziły mnie cholerne promienie słońca. O fuck, kac. Obróciłam się delikatnie chcąc odizolować się od tej olbrzymiej gwiazdy. Spojrzałam ledwie otwartymi oczami na pościel- nie należała do mnie, jest czarna. Szybko przypomniałam sobie zdarzenia z ubiegłej nocy. Cholera, znów przesadziłam z alkoholem... Nigdzie nie było śladu mojego kochanka? Chyba tak mogę go nazwać, parą oficjalnie nie jesteśmy. Uciekł ode mnie? Byłem jego zabawką na jedną noc? Z rozżaleniem podniosłam się z łóżka i ubrałam koszulę szatyna, leżała na podłodze. Zapięłam kolejno guziki, po czym opuściłam pokój i idąc pamięcią ubiegłego wieczoru doszłam do kuchni. Nalałam sobie wody i usiadłam na wyspie sącząc napój.
-O Ludmiła- podskoczyłam słysząc to.- Wstałaś
Obróciłam się w stronę owego głosu. Mój mężczyzna ubrany jedynie w jeansy wszedł do pomieszczenia usmarowany pianką do golenia na twarzy.Podszedł do mnie z zamysłem pocałowania, lecz odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Pianka- odpowiedziałam, a Włoch wzruszył ramionami. Najwyraźniej nie stanowiło to dla niego problemu, gdyż już chwilę później zatopił swój język w mojej buzi. Ogarnęły mnie dziwne wyrzuty sumienia- nie powinnam z nim spać. I to na pierwszej randce! Nie chce tak zaczynać i kończyć każdego związku, chcę wreszcie stabilizacji, oparcia. Spuściłam wzrok i oderwałam się od Pasquarelliego, następnie oderwałam kawałek ręcznika papierowego i wytarłam nim swoją twarz. Widząc mój stan zaniepokoił się:
-Lu, wszystko dobrze?- spytał. Pokiwałam głową kłamiąc.- Gadaj co jest- potarł mój policzek kciukiem.
-Po prostu... zastanawiam się...- zaczęłam niepewnie.- Ja... Nie powinniśmy ze sobą spać, zapomnij o tym- zeskoczyłam z wyspy z zamiarem ubrania się w moje wczorajsze ubrania i jak najszybciej opuszczenia tej willi, niestety (albo stety?) szatyn złapał mnie i przytulił do siebie mocno.
-Dlaczego tak mówisz?- wyszeptał w moje włosy.
-Seks na pierwszej randce nie wróży nic dobrego. Puść mnie.
-Biorąc pod uwagę nasze spotkanie w kawiarni, to była druga randka- parsknął śmiechem, a ja mimowolnie poszłam w jego stronę.- Aż tak ci ze mną źle?
Odsunęłam się od niego, by widzieć dokładnie te piękne piwne oczy.
-Nie, ale... Nie jestem dobrym materiałem na dziewczynę. To tobie będzie ze mną cholernie źle- na moje słowa, tylko się uśmiechnął.
-Ja wiem, że to szaleństwo, ale...  Chcę być z tobą, jesteś niesamowita, Serio- parsknęłam śmiechem. To naprawdę szaleństwo.- Spróbujemy?
Zawahałam się- on też mi się podoba, ale boję się wspólnej przyszłości; boję się, że zranię go, a tym samym zranię siebie. 
Wypuściłam powietrze z płuc:
-Jesteśmy wariatami- zaczęłam.- Spróbujemy



Violetta


Mieszanie koktajlu słomką to bardzo ciekawe zajęcie. Potrafi uspokoić, opanować nerwy. A to kręcenie kółek w napoju- coś wspaniałego! Można poznać siłę oporu tej cieczy, cudownie!

Spoglądam na zegarek- zostały jej 4 minuty. Siedzę kolejny dzień w tej cholernej kawiarni, czekając na tą cholerną dziennikarkę z tego cholernego JOY'a. Jeśli dziś znów się spóźni będę zła. Poprawka. Wściekła.
Roztargniona wyjęłam swój iPhone; nadal zero wiadomości od Ferro. Najwyraźniej została u niego na noc, dlatego cierpliwie czekam na info od przyjaciółki. Znudzona przeglądam portale informacyjne i tabloidy, nadal w kręgu zainteresowań jest ,,Violetta Castillo i jej nowy chłopak". Denerwujące. 
Jak podaje US Weekly zaręczyliśmy się, gdyż spodziewam się dziecka. Dziewczynki. I dlatego na razie zrezygnowałam z kariery. 
Bardzo interesujące same steki bzdur! Życie celebryty nie należy do łatwych, ostatnio nawet zastanawiałam się czy te wielkie pieniądze są tego warte. Z kolei Daily News donosi jakoby Verdas poznał mnie na ostrym dyżurze, a miłość między nami wybuchła od razu. Nie jest to do końca zgodne z prawdą, ale już lepsze od zasranej ciąży! Leon jest znanym lekarzem, tak jak większość z tej jego kliniki. Nie wiem czy ulubieniec Amerykanów to odpowiednie określenie, ale bądź co bądź wzmianka o nim jest dosyć często w codziennej prasie.
 Ponownie spojrzałam na zegarek- dwie minuty spóźnienia. Super, kurde. Super. Przeszperałam torebkę w celu znalezienia prochów uspakajających, a następnie szybko je połknęłam. Jestem wkurzona, mocno wkurzona. Czas to drogi pieniądz. A mnie na niego nie stać, a jeśli ta dziennikareczka myśli, że jest pępkiem świata i może sobie pozwalać na teatralne spóźnienia jest w błędzie.
 Zostawiając na stoliku 15$ wyszłam zdenerwowana. Zatrzymałam taksówkę, i nie wiem czemu, podałam adres kliniki Leona.



Kłaniam się recepcjonistce, a ta nie otrzymawszy żadnych pytań oznajmia mi, gdzie obecnie jest Leon. To dziwne, iż wszyscy znają mnie jako ,,narzeczoną Verdasa", mimo to serdecznie dziękuję jej i kieruję swoje kroki do widny.
Telefon ukryty w torebce cały czas drga od wydzwaniań Grety i cholernej ignorantki. Nie odbieram ani jednego- mam to wszystko w dupie.
-Violetta?- pyta, gdy wchodzę do gabinetu. Dookoła ma porozrzucane papiery, chyba mu przeszkodziłam.- Coś się stało?
Ja z kolei zdaję sobie sprawę ze swojej głupoty, ale już nie mogę się cofnąć. Bez słowa siadam mu na kolanach i wtulam się w jego tors.


***


Co się dzieje? Nie ma m pojęcia. Otwieram leniwie oczy- ja spałam? Patrzę się jeszcze obojętnie w sufit, towarzyszy temu dudnienie; to chyba deszcz uderzający w szybę. Zaczynam się rozbudzać- przekręcam się na bok, leżę na sofie przykryta kocem. To sprawka Leona? Rozglądam się dookoła, jestem w jego gabinecie, jednak mężczyzny nie ma. Kojarzę tylko jak opadłam mu na klatę, a on zdziwiony pogłaskał mnie i pocałował w czubek głowy, dalej nic. Pustka. Chyba musiałam zasnąć, to raczej pewne niż prawdopodobne.
Nagle drzwi uchylają się, a w nich staje osoba moich myśli. W rekach niesie dwa kubki, które stawia na szklanym stoliku.
-Widzę, że już się obudziłaś- głaszcze mnie po poliku.
-Dziękuję- szepczę. Niby nic mi nie doradził, nie rozmawiałam nawet z nim, a jednak. Jego obecność napawa mnie spokojem, cieszę się, że ja mogę płakać, wtulać się, a on o nic i tak nie pyta. To tak bardzo mi potrzebne, brak słów, tylko gesty.
-Każdy ma gorsze dni- podaje mi kubek.- A czekolada właśnie w takich pomaga
Nie powinnam- myślę, podnosząc się. Dieta nie pozwala mi na takie słodkości, chociaż w sumie w tej chwili mało mnie to obchodzi. Biorę naczynie do ręki i wraz z szatynem delektujemy się przyjemnym, aksamitnym smakiem.
-Twój telefon cały czas wydzwaniał- informuje mnie, na co ja wzruszam ramionami.- Masz jakieś problemy? Może chcesz o tym pogadać?
Nie nie nie. Nie pytaj mnie o nic, kochany, proszę.
Ten w odpowiedzi na moją ciszę, wzdycha i dzięki Bogu zmienia temat.
-Jak kostka?
-Dobrze, dziękuję- po chwili przypominam sobie wydarzenia z poprzedniego wieczora- ten dziwny paraliż. Jednak ani słowem o nim nie wspominam, po co?- Chyba ci przeszkadzam
-Daj spokój- uśmiecha się, grzmot za oknem głośno wali.- Nie dość, że spałaś jak aniołek to nawet miło mi było posiedzieć w czyimś towarzystwie.
-Która jest właściwie godzina?
-Po szóstej
-Żartujesz?! Boże, przespałam tu kilka godzin?
Ten potakuje głową:
-Może po prostu ci tego brakowało... Jakby co, ja skończyłem już pracę, co powiesz na kolację?
Odkładam biały, pusty kubek z logo szpitalu i kręcę twierdząco głową.

***
-A wiesz, że ja głupia myślałam, że mówiąc ,,kolacja" masz na myśli restaurację?- śmieję się, zajadając sushi z cateringu.
-Lubię zaskakiwać- uśmiecha się łobuzersko, nawijając makaron ryżowy na pałeczki.
-Tak?- pytam łykając sake. Czyżby Verdas chciał mnie upić?- Czym jeszcze dziś chcesz mnie zaskoczyć?
Ten wstaje i bez słowa mnie podnosi. Klika pilotem w stronę wieży stereo, a pomieszczenie wypełnia przyjemna, romantyczna muzyka. Zaczynamy się poruszać w jej rytm, a silna dłoń mężczyzny oplata moją, druga spoczywa na mych plecach, odrobinę za nisko, lecz nie przeszkadza mi to. Muszę przyznać, Leon znów mnie zaskoczył.
Nie wiem ile mija piosenek- trzy? cztery? Wówczas szatyn podnosi mój podbródek i całuje lekko, prawie że muska moje wargi. Już myślę, że się oderwie, gdy on nagle pogłębia swe pocałunki, bardziej i bardziej. Czy jestem zła, skrępowana? Nie, w żadnym wypadku, wręcz plątrujemy się nawzajem.
Muzyka odchodzi jakby w oddal, my przenosimy się ze środka salonu na kanapę, rozpinam guziki w koszuli szatyna, a następnie rzucam ją daleko. On z kolei rozpina moją małą czarną ukazując komplet bielizny od God save Queens. W jego oczach widzę blask, jednak nie daję mu za wygraną. Odpinam jego pasek od spodni, i zsuwam jeansy- moim oczom ukazuje się spore wybrzuszenie na bokserkach Calvina Kleina, za które chce jak najszybciej się zabrać. Już przykładam ręce, by je zsunąć, gdy przerywa mi ich dumny właściciel ściągając ze mnie biustonosz. Uwolnione piersi zostają złapane w dłonie mężczyzny i masowane. Przechodzi mnie cudowny dreszcz, oddycham głośno. Szybko pozbywa się także majtek i tamto miejsce też z wyczuciem pociera, wywołując boją ekstazę. Niebawem sam pozostaje bez bokserek, odwdzięczam się zaczynając po ,,francusku". Jakiś czas potem słyszę charakterystyczny trzask- otwiera paczuszkę z prezerwatywą i pozwala, bym to ja ją mu nałożyła.Chwilę potem wchodzi we mnie, w fantastycznym nastroju mu się oddaję...



Ludmiła
Czwarty raz wydzwaniam do Violetty, lecz gdy kolejny raz włącza się sekretarka daję za wygraną i powracam do gabinetu szefostwa Lifetime TV. Czytam kolejny raz umowę odnośnie prowadzenie finału Project Runway i podpisuję ją. Tak się nudzę! Chciałbym byc teraz w rękach Fede, popijając wino obejrzałabym z nim jakiś dobry film. Na szczęście mój kochany za kilkanaście minut powinien tu być by odwieźć mnie do domu.
-Gratuluję- moją rękę ściska dyrektor stacji.- Pozwól, iż teraz zapoznam cię z głównym mózgiem tego przedsięwzięcia- podnosi słuchawkę i prosi sekretarkę o przyprowadzenie ,,Marcusa". Och, to imię tak źle mi się kojarzy. Kiedyś niejaki Marcus Jonas, wysokiej rangi dyrektor fashion.tv, był moim kochankiem. Miał dzieci, żonę, ale to nie stawało nam na przeszkodzie byśmy pieprzyli się co noc, rany co to były za akty! Pełne dzikości i temperamentu. Dziś patrzę na to obrzydzeniem, jak mogłam być taką dziwką?!
Po chwili do pomieszczenia wchodzi wysoki mężczyzna, dawno po 40-tce, uśmiecha się do mnie. Nie wierzę własnym oczom. To Jonas.

Po krótkiej rozmowie z nim wśród szefostwa wychodzimy, a on bierze mnie na stronę.
-Naprawdę, nie mam ochoty z tobą gadać- mówię mu, próbując wyrwać się z silnego uścisku.
-Jakoś dwa lata temu nie tylko ze mną rozmawiałaś ale i dawałaś...
-Zamknij się- syczę.- I mnie puść
-Czyżbyś żałowała?- śmieje się.- Jakoś wtedy mówiłaś, że jesteś w niebie oraz, że...
-Zostaw mnie- ponownie mu przerywam.- To było bardzo dano temu, zapomnij
-Och kocie- szepcze przybliżając się do mojego ucha. Drugą ręką wkłada pod moją spódnicę; próbuję się uwolnić jednak to nic nie daje. Na mojej twarzy maluje się grymas.- Ja nigdy nie zapominam
Nagle słyszę chrząknięcie. Marcus odrywa się jak oparzony.
-Przeszkadzam?- pyta ze swoim uroczym, włoskim akcentem.
-Zjeżdżaj stąd, smarkaczu- syczy w jego stronę, a Federico podrywa rękę by go walnąć. Trafia idealnie w okropną facjatę Jonasa.
-Fede, chodźmy już do domu- mówię do niego błagalnie.Ten patrzy to na mnie, to na mężczyznę trzymającego się za nos.-Proszę
Bierze mnie za rękę i szybko ciągnie do windy. Odzywa się dopiero w samochodzie
-Kim on do cholery był?
-To nikt ważny- kłamię.- Po prostu, natrętny gość
-Faktycznie, nikt taki, skoro może sobie obmacywać moją dziewczynę- wkurzony wprowadza auto do ruchu drogowego.
-Fede...- próbuję coś powiedzieć, ale nic nie przychodzi m ido głowy. Nadal milczymy. Wieczorem otrzymuję SMSa:

from: M. Jonas
 Ja. Nigdy. Nie. Zapominam.

Drżącymi rękoma wyłączam telefon.




***************************************************
Cześć, cześć i czołem!
To ja, powróciłam, lecz chyba nie na długo.
Rozdział jest, przyspieszyłam akcję ;)
Specjalnie dodałam odrobinę +18 żeby wynagrodzić wam to czekanie
Podoba się? Chcecie częściej? 
Violka nie wiem czy zauważyliście, trochę sobie psychicznie nie radzi...
Ale Leon zawsze pomoże ;d hihihi
Ludmiła jest z Federico, ale zaczynają się ich wspólne kłopoty (Marcus to tylko początek!)
Ja się odmeldowuję, niestety nie wiem dokładnie do kiedy.
Czeka mnie przeprowadzka i życie na walizkach, ale chyba nie chcę o tym mówić ;)
Postaram się dodać coś jeszcze przed nowym rokiem, mam nadzieję,że mi się uda
Trzymajcie kciuki!
Całuję mooocno
xx




poniedziałek, 9 listopada 2015

NIE MYLICIE SIĘ... WRÓCIŁAM !

Kochane,

WRÓCIŁAM!


Trochę czasu minęło, i jest lepiej, co nie znaczy, że dobrze >.<
Mimo to znalazłam trochę czasu by napisać rozdział, pojawi się on niebawem, ponieważ połowa już jest napisana.
 Dlatego mam do was dwie sprawy:
1) Proponuję Wam odświeżyć sobie pamięć, przeczytać poprzedni rozdział etc. To ułatwi wam wdrożenie się w dalsze części (z doświadczenia wiem, że zapewne nie kojarzycie, gdzie poprzedniej nocy była Lu, lub kim jest Leon xD)
2) Tutaj pytanie. Chciałybyście, aby między Violettą a Verdasem wreszcie do czegoś doszło, czy wolicie to jeszcze pociągnąć? Jestem przystępna na obie propozycje, jednakże chciałabym poznac wasze zdanie w tej sprawie.
Do zobaczenia niebawem!
xx

poniedziałek, 14 września 2015

Co dalej...?

Kochani,
Witajcie po tej kosmicznie wielkiej przerwie. Miałam w ogóle tu nie wchodzić, ale uznałam, że należą Wam się słowa wyjaśnienia. Chociaż tyle dla was zrobię. Nie będę tu pieprzyła o braku czasu, szkole etc. Mam obecnie poważne problemy (policja mnie nie ściga, spokojnie ;)). Z ich powodu mam o wiele mniej czasu na pisanie opowiadania oraz, nie oszukujmy się- odebrane chęci i zapał. Nie odchodzę, nie zrobiłabym Wam tego zwłaszcza po tylu pięknych, pozytywnych komentarzach (a powiem szczerze, przemknęło mi to przez głowę). Muszę pozbierać myśli, postanowić, co dalej. Z opowiadaniem i moją przyszłością. Baaaaardzo Was przepraszam, ogromnie! Ale błagam- dajcie mi trochę czasu, nie wiem dokładnie ile. Może tydzień, może miesiąc. A może już jutro tu wejdę ;p (nie.) Proszę, czekajcie na mnie, bo to mam nadzieję nie będzie koniec.
Dlatego z przykrością muszę ogłosić 

TYMCZASOWE ZAWIESZENIE BLOGA

 Wrócę, obiecuję. Ze wszelkimi sprawami zgłaszajcie się w zakładce ,,Zapytaj..." lub piszcie na mój email: 
vivaa.konto@gmail.com 
Całuję mocno i do zobaczenia!
 Zawsze Wasza, Vivaa

 

środa, 29 lipca 2015

One Shot: ,,Stara miłość nie rdzewieje..." cz.III- ost.


-Tylko proszę, zrób wszystko co w twojej mocy, aby operacja się udała- ściskała nerwowo jego dłoń. Oczy jej były szklane, psychika powoli nie wytrzymywała.
Koch Violetta, to oczywiste! Wszystko pójdzie po naszej myśli, tak?-patrzył jej w oczy.
-Tt... Tak, wszystko po naszej myśli
Ujął jej twarz w dłonie, szatynka nie wiedziała czego się spodziewać- słowa wsparcia? Zatopienia się w jej oczach? A może... Pocałunku? Nie wiedziała co robić, czekała na jego ruch, a ten powoli zbliżał się do niej. Już przymknęła oczy, była gotowa na jego gorące wargi. Wtedy usłyszała szept:
-Nie martw się, Bella jest w dobrych rękach- spoczął tylko na tym. Mimo wielkiej chęci, nie mógł jej pocałować. Nie mógł, mówiła, że to wszystko skończone.Że może liczyć jedynie na lekką znajomość. Bał się, że nie wierzy mu w fatalną pomyłkę z siostrą. Nie chciał burzyć jej szczęścia, wiedział, że nie chce go w swoim życiu niewiedząc nawet jak bardzo się myli...
Odsunął się powoli i rzucając ostatni uśmiech wszedł na salę operacyjną.


-Kochanie, długo jeszcze będziesz tak ślęczyć?- słysząc ten głos podniosła wzrok do góry.
-Tato, miałeś zostać w domu! Po co przyszedłeś?- ponownie zaczęła kręcić łyżeczką w kawie.
-Co za głupie pytanie! Moja ukochana wnuczka ma właśnie operację, czy to nie wystarczający powód?- Castillo nie odpowiedziała. Zirytowany ojciec zabrał jej więc kawę i pociągnął łyka.- O fuj! Zimna!
Ponownie nie zareagowała. Siedzi w szpitalnym bufecie drugą godzinę, coraz bardziej martwi się o córkę...
-Violetta...- brak odzewu.- Violetta- powtórzył. Nadal nic.- VIOLETTA!
Szatynka podniosła głowę i spojrzała na niego:
-Tato, a jeśli coś pójdzie nie tak?- spytała, a samotna łza spłynęła po jej poliku.- Ja nie dam rady bez Belli!
-Córciu, wszystko będzie w porządku. To najlepsza klinika w Europie, jak nie na świecie!
-Ale operacja już tyle trwa...
-I będzie trwała jeszcze ponad drugie tyle. Pan Olivier mówił, że potrwa to co najmniej 5 godzin- pogłaskał kobietę po plecach.- Idź do domu. Ja posiedzę, poczekam- widząc, że chce zaprotestować nie dał jej się wtrącić- Wiem, że nie będziesz mogła zasnąć, ale proszę, idź do domu, napij się ciepłej kawy, zjedz coś. O piątej przyjdzie do nas gość. Twój gość.
-O czym ty mówisz, tato? 
-Sama zobaczysz. No, idź już i zaufaj staruszkowi- z uśmiechem na twarzy podał jej kluczyki do domu i sam odszedł do lady zamawiając ciepły napój.


Słysząc charakterystyczny odgłos ekspresu podeszła do niego i zabrała gotowe już latte. Od początku, gdy weszła do pomieszczenia czuła jakiś ładny zapach, kojarzył się jej z dzieciństwem. Przeszperała całe pomieszczenie, aż dotarła do spiżarni, a w niej jej ulubione kokosanki.

-Och tatusiu, ty jedyny zawsze znałeś mnie na wylot- powiedziała na głos i zabrała się za konsumowanie pyszności. Nagle dotarło do niej, że nie była to jedyna osoba która miała jakby rentgen w oczach...

-Violetta! -krążył po całym mieszkaniu z bukietem w ręku. Nigdzie jej nie było.-Violetta?

Usłyszał czyjeś kroki. Nagle zza rogu wyłoniła się współlokatorka dziewczyny ubrana jedynie w szlafrok.- O Ludmiła, hej.
-Cześć- podeszła do niego.- Szukasz swojej laski?
-Tsa, pokłóciliśmy się ostatnio... Wiesz gdzie może być?
-Pojechała nad jezioro, tylko to ma być wasza ostatnia kłótnia, zrozumiano?! - pogroziła mu palcem.
-Jasne, dzięki- ucałował ją w głowę i wybiegł z mieszkania, aby po chwili się wrócić.- Tylko nie zamęcz mi Federa!
Ta w odpowiedzi przewróciła oczami.

***
Z piskiem opon zaparkował auto. Siedzi tam, na plaży! Dzięki Bogu, że nie jest jej śpieszno. Wysiadł z pojazdu i ruszył w stronę dziewczyny.
-Nawet do mnie nie podchodź- syknęła nie odwracając wzroku od zbiornika wodnego. Szatyn nie wiedział, że aż tak ją zdenerwował.
-Violetta...
-Spadaj!
-Kochanie...-usiadł koło niej i narzucił na nią swoją kurtkę.- To dla ciebie- podał jej ulubione białe róże.
-Gdzieś mam twoje kwiaty- odpowiedziała nadal na niego nie patrząc.
-Kotku, przepraszam, okej? Może to było głupie, ale...
-Ale tak chciałeś spróbować jak to jest zapomnieć o naszej rocznicy?!- prychnęła.
 -Nie. To miała być niespodzianka. Że niby zapomniałem, aby o 23.59 złożyć nam życzenia i dać ci prezent, ale ty uciekłaś...- kobieta przemilczała chwilę.- Bardzo cię kocham i jeszcze raz przepraszam. A ty kochasz mnie jeszcze?- momentalnie odwróciła się w jego stronę i nadąsana odpowiedziała:
-Kocham, ale głupi jesteś jak cholera- po czym wbił się w jej usta.
-Oto mój prezent- wyciągnął z kieszeni kurtki kopertę i podał ją dziewczynie.
-Co to?
-Sprawdź- uśmiechnął się.
-Okay, ale muszę przyznać ci się do kłamstwa- spojrzał na nią pytająco.- Róże są przepiękne, dziękuję- i zaczęła  rozrywać kopertę. Ze środka wyciągnęła dwie podłużne kartki. Zaczęła czytać, coraz bardziej otwierając oczy.- Żartujesz?
-Nie podoba ci się?
-Boże, Leon to spełnienie moich...Naszych marzeń! Nie wierzę, zabierasz mnie do Italii!
Zaczęła się śmiać, a Verdas razem z nią.
-Kocham cię.
-Kocham cię- odpowiedziała łącząc ich wargi we wspólnym pocałunku.

Przerwało jej donośne pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek- punktualnie siedemnasta. Podniosła się z fotela i ruszyła w stronę białych drzwi. Nie miała pojęcia kogo się spodziewać. To nie mógł być Leon, przecież operuje. Josh? Panna Hastings? Ludmiła? Pociągnęła za klamkę. Owszem, była to blondynka, ale z pewnością nie Ludmiła. Wszędzie poznałaby tą twarz, te włosy, które śniły się co noc w koszmarze. 
-Violetta. Wreszcie widzimy się... na spokojnie- przemówiła. Castillo milczała, bo co miała powiedzieć? Żadne ,,miło cię widzieć" nie wchodziłoby w grę; to byłoby kłamstwem. Dlatego wydusiła krótkie:
-Och, Laura.
-Mogę wejść?- spojrzała na szatynkę niepewnie.- Musimy sobie coś wyjaśnić.
-Nie mamy sobie nic do wyjaśnienia- chciała zamknąć drzwi, ale blondynka jej to uniemożliwiła, po czym szybko weszła do środka.
-To nie Leon mnie tu przysłał, a twój ojciec. Mój brat nic nie wie, że wróciłam z Lucano.
(od aut. Lucano- szwajcarskie miasto z najlepszym uniwersytetem w kraju)
-Okay, zapraszam zatem- zaprowadziła ją do salonu.- Kawy?
-Nie, dzięki. Nie czas na ploteczki przy kawusi. Przeję do rzeczy. Leon cię nie zdradził.
-Wiem, mówił mi -odpowiedziała spokojnie na co Laura wytrzeszczyła oczy.
-I? Nie wierzysz mu?
-Sama nie wiem... To wszystko ma sens, ale... Chwileczkę, mój ojciec cię tu przysłał? Skąd on w ogóle cię zna?!
-Internet czyni cuda, a twój stary jak widać nie jest aż tak zacofany- zaśmiała się.- Poprosił mnie, abym z tobą porozmawiała. To przemiły człowiek, bardzo cię kocha i chce żebyś była szczęśliwa. Z Leonem- Violetta złapała się za głowę niedowierzając.- Przejdę do rzeczy, bo dam sobie rękę uciąć, że Leoś nie powiedział ci wszystkiego. Przyjechałam specjalnie do niego, bo cały czas nawijał jak to bardzo cię kocha i tak dalej. Zamierzał ci się oświadczyć, a ja jako kobieta miałam pomóc mu w wyborze pierścionka. Byłam zmęczona podróżą, przyleciałam o czwartej w nocy, i spałam jak zabita.  Aż ty mnie obudziłaś... Leoś chciał zrobić ci niespodziankę, po śniadaniu mieliśmy pójść do jubilera, a wieczorem chciał zabrać cię na kajaki i tam ci się oświadczyć. Gdy przyszłaś odsypiałam czwartą godzinę, a stary był pobiegać. Po za tym on nie mógł cię zdradzić ze mną! Jestem jego rodzoną siostrą, do cholery!- wyjaśniła z uśmiechem.
-Och- wydusiła tylko.- Dziękuję
-Kurde, Violetta! On cię kocha, ty kochasz jego. Macie dziecko! Co wam stoi na...
-Skąd wiesz, że to Leon jest ojcem?!
-Jezu, miałam się nabrać na ,,wpadkę w klubie"? Po za tym twój tata utwierdził mnie w przekonaniu...
-Tylko nie mów bratu, błagam!
-Sama mu to powiesz, bo go kochasz. A teraz wybacz mi, jadę do hotelu- podniosła się z kanapy.- Jutro wpadnę odwiedzić siostrzenicę
-Laura, ona nie wie, że... 
-Ciao!- wyszła z domu.
-Kolejna osoba zna mnie na wylot... Skąd ona do cholery wiedziała, że go kocham?!- pomyślała, weszła na górę po kilka rzeczy i odjechała z powrotem do kliniki.


-Wszystko po naszej myśli...- podszedł do niej od tyłu i objął czule, ale zdając sobie sprawę co zrobił szybko ją puścił i stanął obok przy szybie.- Wybudzi się za jakąś godzinę- dwie.
-Dziękuję- szepnęła.- Bardzo ci dziękuję.
-To nie tylko moja zasługa, Viol...
-Oj, nie pieprz- przytuliła go.- Przepraszam, jesteś chyba zmęczony po operacji...
-Dla ciebie mogę zarywać dnie i noce... Przepraszam...-zawstydził się własnymi słowami.
-Muszę ci coś powiedzieć, Leon...
-Dobry wieczór Pani, Leonie- skinął wchodząc Kought.- Jak się pani czuje?
-Dobrze, dziękuję
-Operacja przebiegła bez komplikacji, ale to dopiero 24 godziny zdecydują o jej pomyślności.
-Tak, oczywiście...
-Gdyby nie Leon zapewne ominęlibyśmy warte zwrócenia uwagi zbyt rozluźnione naczynie wieńcowe- ciągnął.- Ale nie będę tym pani zanudzał. Wpadnę za jakiś czas, będzie dokumentacja do uzupełnienia.
-Oczywiście...
I odszedł.
-Zawsze po udanej operacji tyle gada, rozpiera go duma i radość- wyjaśnił Verdas.- Co chciałaś mi powiedzieć?
-Zdrzemnij się, to pogadamy. Widzę że padasz z nóg
-Nie, Violetta, nie muszę
-Idź. Proszę- pokiwał głową, a ona ponownie się w niego wtuliła wciągając jego perfumy. Szepnęła tak, aby nie słyszał.- Kocham cię
-Co tam szmerasz?
-Mówię, że bardzo ci dziękuję- skłamała i oddelegowała lubego do lekarskiego.


-Mamusiu i będę jusz zdlowa?
-Będziesz, obiecuję- pogłaskała córkę po głowie.
-A kiedy stąd wyjdę?
-Niebawem, a potem pojedziemy na czaderskie wakacje- uśmiechnęła się. W tym momencie w drzwiach stanął Verdas, lecz dziewczyny go nie zauważyły.
-Do tych twoich ukochanych Wloś?
-Do Włoch malutka, tak- słysząc to Leonowi zrobiło się ciepło na sercu. Gdy pojechali tam kilka lat temu obydwoje byli zafascynowani kulturą, kuchnią i samym krajem- Italią. Po przyrzekli sobie, że córkę w przyszłości nazwą Bella- z włoskiego- piękna. To był kolejny powód dla którego szatyn mógł myśleć, iż dziewczynka jest jego córką. Niestety, to nie on spłodził cztery lata temu tego malucha, przynajmniej Castillo tak utrzymywała.
-O Leon!!- zauważyła mężczyznę jego córka.
-Hej szkrabie- podszedł do niej i dał jej buziaka w główkę.- Jak tam się trzymasz?
-Cadersko! Tylko chce mi się trochę spać...
-To normalne mała. Śpij sobie-pogłaskał ją po rączce.
-A opowies mi bajke?- poprosiła. Widząc to Violetcie oczy zrobiły się szklane. Ojciec i córka, wreszcie razem, nie wiedząc o swoich więzach.
-Jasne! Przesuń się kruszynko- Bella zrobiła mu miejsce, a on położył się obok i zaczął opowiadać bajkę o księżniczce i rycerzu.- [...] mieli ulubione miejsce. Kochali jeździć nad jezioro...
Wtedy starsza Castillo nie wytrzymała i ze łzami w oczach wyszła z sali.
-Co się stalo mamusi?
-Nic takiego, tylko wie jak ta bajka się skończy...- i powrócił do opowiadania.


Zastał ją w przyszpitalnym parku, na ławce. Siedziała i podziwiała pełnię księżyca. Zdjął swoją kurtkę i narzucił na nią, a następnie podał jej papierowy kubek gorącej herbaty.
-Dzięki- pociągnęła łyka.-Mmm, zielona. Pamiętałeś
-Nie tylko to pamiętam...
-Dziękuję za opiekę nad Bellą. Pokochała cię
-Też ją mocno kocham, ale Viol...- nie wytrzymała. Wtopiła się w jego gorące usta, ach jak bardzo jej tego brakowało! On zdziwiony oddał pocałunek, obydwoje jakby chłonęli drugą połówkę za te wszystkie lata rozłąki.
-Oj, przepraszam jeśli przeszkadzam- przerwał im Kought.- Ale wszędzie pani szukałem, dokumentacja gotowa, prawie wszystko mamy. Brakuje tylko pani kilku podpisów i...- przejrzał ponownie akta.- Och! Cała strona pusta o ojcu. Musimy znać jego wyniki, czy nie miał przewlekłych chorób, czy...
-Ona nie zna ojca- chciał wtrącić, lecz te słowa nie wyszły z jego ust.
-Proszę to przekazać Leonowi.
-Leonowi?!/Mi?!- wykrzyknęli obaj.
-Tak- odparła spokojnie.- W końcu to Leon jest ojcem Belli
Zdezorientowany doktor tylko podał mu akta i odszedł żegnając się wcześniej. Pozostawił zszokowanego Verdasa wraz z Castillo pocierającą rękami o siebie.
-...To... to jakiś żart?- spytał.
-Leon, ja cię...
-Mówiłaś, że to była wpadka w klubie- patrzył wyczekująco w jej oczy.
-Okłamałam cię! Nie chciałam, żebyś wiedział, ale to był błąd. O tym chciała ci powiedzieć.
-Naprawdę?- pokiwała głową i podała mu swoje pierwsze USG, które chwyciła szybko jadąc do córki. Szatyn spojrzał na nie i ucałował zdjęcie.- To... to fantastyczna wiadomość! Wiedziałem, ha! Wiedziałem!
Wstał i podnosząc Violettę zakręcił ją wokoło, śmiejąc się przy tym radośnie.
-Mam jeszcze drugą sprawę- dodała niepewnie.
-Nic chyba bardziej mnie dziś nie ucieszy-złapał jej ręce.- Bo to przecież niesamo...
-Kocham cię- przerwała mu i wbiła się w jego usta.- Przez te wszystkie czasy cholernie cię kochałam
-Kocham cię, kocham was!- krzyknął i ponownie złączył ich usta w pocałunku.


***
Otrzymałeś wiadomość od: Viola
Tato, Leon mi się oświadczył! Ukryty w krzakach Feder zrobił nam zdjęcie, spójrz tylko! 
PS Zadzwonię rano


***






***






No, kochani. Wróciłam w niedzielę w nocy i aż do dziś kończyłam shota. Mi końcówka nawet się podoba (wow!) a wam? ^^

Szczęśliwa końcówka, nikt nie umiera :< Chociaż miałam plan uśmiercenia Belli ale za bardzo ją pokochałyście :') Leonetta się powiększyła hohoho. Bardzo podobają mi się te zaproszenia, listy, pocztówki itd. na koniec. Niczym ,,Love Rosie" :') 
A co do rozdziałów... Nie wiem kiedy będzie kolejny, naprawdę nie wiem. W weekend znów wyjeżdżam na dwa tygodnie, a chyba jako jedyna blogerka nie mam rozdziałów na zapas, piszę je na świeżo. To trudne ale ciągnę, dla was. Dlatego proszę o wyrozumiałość. Kocham was! :*
xx

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 8: Dwie godziny

Jak obiecałam- Dżandzuś, rozdział z dużym wątkiem
Fedemiły dla ciebie! ♥



-Coś do picia? Kawa, herbata?
-A masz coś mocniejszego?- spytałam opadając na kanapę. Nagle uświadomiłam sobie, że jestem potwornie zmęczona moimi problemami.
-Wow, co jest?- zmartwiona usiadła obok mnie.
-Nie dość, że nie wiem na czym stoję z Verdasem, to dzisiaj ta pieprzona dziennikarka z tego pieprzonego JOYa odwołała spotkanie. A żeby było jeszcze ciekawiej jestem potwornie wykończona-poczułam jak łzy zbierają mi się do oczu.
-Czym wykończona słonko?- spytała smutna Ferro.
-Życiem! Tym cholernym życiem...-zaczęłam płakać jak dziecko, a Ludmiła od razu mnie przytuliła. Co się ze mną dzieje? Leki przestają działać...
-Chyba faktycznie będzie potrzebne coś mocniejszego.

Po kilku minutach nie wróciła ze szklanką Martini tak jak się spodziewałam. Dała mi jakąś tabletkę i szklankę wody. Powiedziała, że to pomoże. No cóż... Zaufam jej. Połknęłam kapsułkę i wtuliłam się w poduszkę. Po chwili odpłynęłam...


Ludmiła

Martwię się o Violettę. Nigdy się tak nie zachowywała... Jest zmęczona życiem? Czy to nie podchodzi pod depresję? Nie wiem jak jej pomóc... Może niech pojedzie na jakieś wakacje? I tak ma jeszcze tydzień wolny. Póki co dałam jej sproszkowaną melisę w tabletce -mam nadzieję, że pomoże biednej Castillo się uspokoić. Otworzyłam mojego MacBook’a i przeglądałam biura podróży w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca dla szatynki. Po około pół godzinie znalazłam fajną ofertę, ale jeszcze nie zabookowałam. Zrobię to, gdy będę pewna, że Viola potrzebuje przerwy, bo jak dotąd nigdy nie przeszkadzał jej temperament i zgiełk Manhattanu. Może po pokazie przyda jej się odpoczynek?
Postanowiłam zrobić coś do jedzenia, zanim się obudzi. Postawiłam na pizzę. Tak, będzie trzeba długo pobiegać, ale czego nie robi się dla przyjaciółki? Każda pospolita pizza poprawia przecież nastrój ♥. Wyjęłam wszystkie potrzebne produkty i zaczęłam wyrabiać ciasto. Odstawiłam je do wyrośnięcia, a gdy po pewnym czasie było gotowe- rozłożyłam na blasze i udekorowałam dodatkami tj. rukolą, mozarellą, pomidorkami, oliwkami i tak dalej. Powstałą pizzę wstawiłam do pieca i nastawiłam minutnik. Spojrzałam przy tym na zegarek- egh... mam jeszcze dużo czasu na randkę. Zajrzałam do Vilu- nadal słodko spała, więc chwyciłam za telefon w celu napisania SMS’a do mojego chłopaka  ukochanego. Niestety on był szybszy, gdyż w tym samym momencie wysłał mi wiadomość:

From: Federico ♥

Hej Złotko :* Nie mogę się odczekać randki! 

To: Federico ♥

Ja też ;) Bądź tylko punktualnie!

From: Federico ♥

Dla takiej piękności mogę przyjechać nawet teraz :3

To: Federico ♥

Oj nie, dzięki... Obędziemy się bez tego 

From: Federico ♥

Egh... No dobrze. Wytrzymam jakoś... dla ciebie ♥

Zrobiło mi się ciepło na sercu. Rozmawialiśmy jakieś cztery godziny, a ja już czuję, że Pasquarelli będzie kimś ważnym w moim życiu... Tak intuicja. Zerknęłam na Violettę- już się obudziła i patrzyła na mnie:

-Co?- spytałam.
-Co się tak szczerzysz do tego ekranu? -zaśmiała się! Uff, to znaczy, że już lepiej.
-...Wiesz... Fede- zarumieniłam się, a Vilu uśmiechnęła szeroko i usiadła na sofie.
-Już nie wnikam jakie amory do ciebie wypisywał... Co tak bosko pachnie?-spytała.
-Wiesz... Zrobiłam dla ciebie pizze ty mój smutasie- uśmiechnęłam się.-Okay?
-Jest lepiej niż okay! Kobieto, wiesz ile ja nie jadłam takiej pysznej bomby?!-zaśmiała się.
-Zatem super, cieszę się-popatrzyłam jej w oczy.- ...Już lepiej?
Spoważniała.
-Tak... Przepraszam za ten wybuch... Musiałam to wyrzucić. Ale jest już znacznie lepiej, nie wiem co we mnie wstąpiło...-przytuliłam ją mocno.
-Jakby co na mnie zawsze możesz polegać- szepnęłam, a moje oczy stały się szklane.
-Hej, co jest?- również szepnęła szatynka głaszcząc mnie po plecach. Pociągnęłam nosem.
-Po prostu cieszę się, że cię mam- starłam łzę i spróbowałam się przywrócić do porządku.


-Viola! Pizza!- wrzasnęłam.
Po chwili pojawiła się obok mnie i odkroiła sobie kawałek przysmaku. Poszłam w jej kroki uczyniłam to samo.
-Mmm...-oblizała się szatynka.-Boskie!
Po skończeniu obiadu zabrałyśmy się za przyszykowania do randki. Wzięłam prysznic i umyłam włosy. Castillo podsuszyła mi je i lekko podkręciła tworząc piękne fale. Zrobiła makijaż podkreślając oczy eyelinerem, a usta fuksjową szminką od Chanel. Pomalowałam sobie paznokcie na czarno i pozostawiłam do wyschnięcia. Po kilku minutach, gdy były już suche wtarłam krem w ręce i psiknęłam się moim ukochanym J’ADORE od Diora. Następnie założyłam czarną, koronkową bieliznę od Victoria’s Secret (w końcu  nigdy nie wiadomo do czego dojdzie w nocy) i ubrałam sukienkę zakupioną wczoraj. Okręciłam się i spytałam:
-Okay?
-Kotku, nie jest okay- powiedziała zawiedziona, a ja zamarłam.- Jest zajebiście!
Krzyknęła uśmiechając się od ucha do ucha. Po pewnym czasie szatynka odjechała zamówioną taksówką do domu. Założyłam tylko szpilki, płaszcz i chwyciłam torebkę i wyszłam z apartamentu. Jak się spodziewałam- na dole czekał Włoch oparty o czarne Porsche Carrera GT
Mrrr, cudeńko- i auto i kierowca. Szatyn podszedł do mnie i ucałował dłoń:
-Hej piękna. Masz może jakieś plany na wieczór? -puścił mi oczko, a ja poczułam woń jego perfum. Z linii David Beckham- pomyślałam.
-Tak się składa, że jestem umówiona ze świetnym facetem- postanowiłam się z nim trochę pobawić.- Nie widziałeś go może?
-Ach... Ten lekarz?- podchwycił.- Mówił, że go nie będzie...
-O, jak mi przykro. Muszę zatem wracać do domu-odparłam udając smutną.
-A może spędzisz ten wieczór ze mną? -popatrzył mi w oczy i złapał za ręce. Pod wpływem chwili przymknęłam oczy i zaczęłam zbliżać się do jego twarzy. 
STOP! Jesteś przecież Ludmiłą Ferro! Nie możesz być taka łatwa! Co się ze mną dzieje?! Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nasze usta dzieli... może centymetr? Odsunęłam się raptownie od ust Federico i powiedziałam speszona:
-Tak... Myślę, że wieczór z tobą to dobry pomysł- słysząc moje słowa Pasquarelli otrząsnął się i nerwowo podrapał po karku. Widząc, że go obserwuję zmienił mimikę i rzucił:
-Świetnie! Zapraszam zatem...- podniósł mi drzwi i poczekał, aż wsiądę. Następnie obszedł auto dookoła i usiadł na miejscu kierowcy.


-Że co zrobiłeś?!- pytam z trudem opanowując śmiech. Restauracja jest genialna! Ceny z kosmosu, ale cieszę się, że mój Fede mnie tu zabrał. Zamówił dla nas posiłek oraz różowego szampana dla mnie, a dla siebie sok pomarańczowy. Czuję się jak księżniczka, a mój książę zabawia mnie jak może. Scena z pocałunkiem chyba odeszła w zapomnienie...

-No powiedziałem jej ,,Ale pani wie, że tu nie przyjmujemy zwierząt? To szpital. Dla LUDZI”, a ona na to ,,A nie może pan doktur zrobić wyjątku? Pusia tak zmizerniała...”- dokończył również się śmiejąc. Zamoczył wargi w napoju i spojrzał mi w oczy. Zarumieniłam się lekko, a następnie dodałam:
-Niezłe rzeczy dzieją się tam u was w szpitalu- Pasquarelli nadal milczał. Zaniepokoiłam się odrobinę, bo chyba odpłynął tak się na mnie gapiąc...- No co?
-Zdałem sobie sprawę, że wiesz prawie wszystko o mnie, a ja nic o tobie...-wsunął kawałek łososia do buzi. I co ja mu powiem? W kawiarni jakoś wybrnęłam mówiąc, że moja praca wiąże się z ubraniami. Nie chcę żeby mój zawód zniszczył nasz możliwy przyszły związek... Ale szczerość jest najważniejsza, prawda? Nie, nie... Nie wiem co mam mu powiedzieć! Spokojnie Ferro, będzie dobrze! -...Lu?
Wypiłam nerwowo szampana i skinęłam do kelnera, aby dolał mi jeszcze.
-...Więc... Emm... A co chciałbyś wiedzieć?- zapytałam mając nadzieję, że rzuci coś typu ,,Masz jakieś zwierzę?”. Niestety jestem zbyt głupia
-Gdzie pracujesz? Ostatnio wywnioskowałem, że... Jesteś ekspedientką w odzieżowym?- zakrztusiłam się rybą.
-Nie, nie! Nic z tych rzeczy- spojrzał na mnie wyczekująco. Powiem mu prawdę. Zasługuje na to.-Jestem...
W tym momencie podeszła do mnie- na oko 20-letnia brunetka. Mam niesamowitego pecha! Kurna!
-Dobry wieczór panno Ferro-skinęła w moją stronę.-Mogłabym prosić o zdjęcie z panią?
Pasquarelli był zdezorientowany. Miałam przeczucie, że zaraz wyjdzie trzaskając tymi drogimi, szklanymi drzwiami. Delikatnie skinęłam do dziewczyny nie spuszczając wzroku z Włocha. Moja fanka wyjęła telefon, przybliżyła się do mnie i pstryknęła aparatem.
-Dziękuję bardzo. Moim zdaniem ostatnia sesja w Vogue była genialna!- uśmiechnęła się promiennie.
-Dziękuję-odparłam cicho i pokręciłam się na krześle. Brunetka odeszła a ja spojrzałam delikatnie na przyjaciela. Patrzył na mnie wyczekująco. –Fede, daj to wytłumaczyć... 
-Co wytłumaczyć?! Jesteś podła! Myślałaś, że mnie okłamiesz?!- krzyknął, a mnie zamurowało. Spuściłam głowę, jak on może być taki! Chyba myliłam się co do niego. Po chwili ciszy mężczyzna zaczął się śmiać, wstał i uklęknął obok mojego krzesła.- Ejj, Ferro. Spokojnie. No już, dobrze...
O dziwo przytulił mnie mocno, gładząc moje ramię. Zdałam sobie sprawę, że moje oczy zrobiły się szklane. Aż tak mi na nim zależy? To do mnie nie podobne...
-Żartowałem, słyszysz?- kontynuował.- Jak można nie znać tak seksownej modelki?- zaśmiał się, a ja podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-Jesteś okropny- zaśmiałam się i lekko szturchnęłam go w ramię. Pomiędzy nami zastała chwila ciszy. Patrzyliśmy sobie w oczy. Po chwili Włoch podniósł moją brodę i pocałował lekko. Pod wpływem chwili oddałam go, po oderwaniu spojrzał na mnie i szepnął:
-Wiem, ale nie mogłem się powstrzymać- wstał, zajął swoje miejsce i wziął łyk soku. Siedziałam oszołomiona. Czy ja muszę go tak cholernie kochać? Chwilę... kochać?! A jeśli to zwykłe zauroczenie? Poprawiłam fryzurę, a mój kochaś spytał jak gdyby nigdy nic– Masz może ochotę na deser?
-Jasne. Zamów mi coś, a ja... pójdę na chwilkę przypudrować nosek- puściłam mu oczko i grałam dobrą minę do złej gry.
-Okay-uśmiechnął się, a ja pośpiesznie wstałam i poszłam w stronę toalety. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Poprawiłam usta i rzęsy, a następnie wyciągnęłam telefon i wybrałam numer.
-Lu? Coś nie tak?- wow, odebrała zaskakująco szybko.
-Tak, złotko... ON mnie pocałował!- krzyknęłam szeptem.
-Co?! To świetnie!- krzyknęła szczęśliwa.
-No właśnie nie! A co jeśli to zwykłe zauroczenie?! Nie chcę go i siebie zranić, wiesz jak to było z moimi poprzednimi związkami!
-Ferro do cholery!- krzyknęła.- Mogę ci zagwarantować, że to prawdziwa miłość. Przy innych swoich facetach tak się nie zachowywałaś. Ale jeśli mi nie wierzysz zrób test: Gdybyście byli na bezludnej wyspie...SAMI, co byś zrobiła: a) uciekła b)przespała się z nim czy c) dała mu w liścia? 
-Stwierdziłabym, że moja przyjaciółka to wariatka-zaśmiałam się.- Odpowiedź b wydaje się być najbardziej odpowiednia
-Dokładnie! Widzisz? A teraz leć do niego i przestań tak lamentować!- również się zaśmiała.-Och, ktoś czeka mi na linii. To lecę, buziaki!- rozłączyła się.
Ponownie spojrzałam  w lustro i powiedziałam:
-Jesteś silna Lu. Kochasz... tak, kochasz Federico, ale nie jesteś taka łatwa.
Z większą odwagą opuściłam pomieszczenie i udałam się do naszego stolika. Szatyn powitał mnie uśmiechem.
-Przepraszam, że tak długo. W tej torbie nie da się niczego znaleźć!- i zdając sobie sprawę, co mógł pomyśleć (tampon) dokończyłam szybko- Szminki, oczywiście.
Zaśmiał się- Wierzę na słowo. Zamówiłem Pannę Cottę, pasuje?
-Mmm... Jak najbardziej! Uwielbiam ją!- oblizałam usta i zabrałam się za konsumowanie pyszności...



***PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ ***

Zapięłam pasy, a on obszedł auto dookoła i po chwili uczynił to samo.
-Dzięki za dziś. Było świetnie-uśmiechnęłam się do niego.
-To raczej ja dziękuję tobie-ukazał swoje słodkie dołeczki. Przekręcił kluczyki w stacyjce i ruszyliśmy. W radiu zaczęła lecieć zapowiedź nowego filmu na podstawie kryminału Agathy Christie. Ubóstwiam ją! Federico krzyknął:
-Wow! Awesome!
-Tylko nie mów mi, że czytasz jej powieści!- to niemożliwe, żebyśmy, aż tak do siebie pasowali!
-A co, myślisz, że taki seksowny, mądry [...] i pociągający facet nie może czytać takich genialnych kryminałów?- zaśmiał się i przekręcając w nieznaną mi uliczkę powiedział- Zresztą sama zobaczysz
-Proszę? -starałam się go zrozumieć. 
-Jedziemy do mnie, abyś zobaczyła moją biblioteczkę-i znów te zabójcze dołeczki! Ciekawi mnie tylko czy przez ,,zobaczyć biblioteczkę” mam rozumieć ,,przespać się ze mną”. Cóż... Jestem przystępna na to i to.


-To w niej była sprawa o tych duchach i chorym dzieciaku- powiedział podekscytowany podając mi ,,Lampę”.

-Tak, czytałam- straszne! A masz może ,,ABC”?- spytałam upijając łyk wytrawnego Pinot Noir. Skąd Włoch wszystko o mnie wie? Kryminały, wytrawne wino, Panna Cotta... Muszę być najwyraźniej dla niego otwartą księgą.- Nie czytałam, a słyszałam, że świetne...
-Jasne!- zaczął szukać po półkach.- O proszę! Fenomenalna, polecam.
Chwyciłam książkę do ręki i odpowiedziałam mu uśmiechem. Spojrzałam na swój złoty zegarek- dochodziła dziesiąta. Pasquarelli oparł się seksownie o regał i upił łyk wina. Miała być niby jedna lampka, a już kończymy butelkę...
-Będę musiała się zbierać- powiedziałam odrywając z trudem wzrok od jego nienagannej postawy. Wypiłam szybko do dna wino i poczułam jak ciepło rozpływa się po moim ciele. 
-Musisz?- spytał i popatrzył na mnie ze smutkiem i... pożądaniem? Nie no, ja nie mogę. Czy on musi być taaaki seksowny?! Pod wpływem chwili (i alkoholu buzującego mi w żyłach) zabrałam od niego kieliszek i wypiłam jego wino. Następnie wbiłam się w jego usta. Całował znakomicie. Najlepszy pocałunek w życiu, serio! Gdy starczyło nam tchu oderwałam się od niego i zrzucając szpilki szepnęłam mu kusząco na ucho:
-Wcale nie muszę...- zaczęłam rozpinać mu koszulę z chytrym uśmieszkiem.


Violetta

-I pamiętaj o jutrzejszym przełożonym wywiadzie, a w czwartek mamy spotkanie z Davidem- lamentowała Rods.
-Greta! Spokojnie, pamiętam. W piątek mam też bal charytatywny i moją pierwszą próbę przed pokazem.
-Nie wiem co byś zrobiła gdyby nie ja!- powiedziała poważnie.-W sobotę jesteś w telewizji śniadaniowej, pamiętaj!
-Pamiętam- burknęłam i się rozłączyłam.
Jestem ciekawa jak idzie randka Ludmiły, już dawno powinna zadzwonić, albo co najlepsze przybiec tu i zacząć świergotać jak to cudownie całował. 
Z uśmiechem na ustach poszłam do kuchni i wzięłam łyk wody. 
Trzeba trochę poćwiczyć~ pomyślałam i zaczęłam wykonywać ćwiczenia z broszurki otrzymanej przez Fede. Po kilkunastu minutach wstałam, zakołowało mi się w głowie.
Co jest? Próbowałam chwycić pion, nieudolnie zresztą. Przewróciłam się na dywan i czekała, aż przeminie potworne kręcenie. Po kilku minutach opanowałam się, wypiłam wodę do końca i szybko poszłam spać. Jeszcze w łóżku spojrzałam na zegarek- nie  minęło kilka minut tak jak myślałam, ale dwie godziny.


*************************************************
Ta dam! Ósemeczka, wreszcie. 
Nie jestem nią zachwycona, ale zawsze to coś :)
Fedemiła na randce, troszkę za dużo winka...
Luśka się rozpędziła hohoho
Co z tego wyniknie? Dziewiątka wyjaśni. Po części xd
Mało Leonetty przepraszam :< ale od początku mówiłam, że to blog o dwóch parach
z tymże z przeważającą części L i V ^^
Castillo coś się dzieje, ojoj. Ale z tym nic więcej nie zdradzę :))

A teraz: OGŁOSZENIA 
Zbliżają się wakacje, wiadomo. Oceny powystawiane, słoneczko, ciepełko- wiadomo.
Z tymże pisanie bloga w wakacje będzie u mnie utrudnione. Chyba tylko u mnie xd
 Już 29 czerwca jadę na obóz, na 89% rozdziały się nie pojawią do połowy lipca.
Będę miała chwilę czasu, później jadę do babi (brak neta) i wyjeżdżam z rodzicami za granicę. Więc nie wiem, na prawdę nie wiem kiedy pojawi się dziewiątka. będę robiła wszystko co w mojej mocy, żeby dodać chociaż OS...
Nie chcę zawieszać bloga dlatego tego nie zrobię. Proszę tylko o wyrozumiałość.
Sprawa 2: Mówiłam wam o szatańskim planie, muszę go jeszcze przemyśleć, czas nie pozwala mi na jego realizację xd (ktoś domyśla się o co chodzi?)
Sprawa 3: Życzę Wam wszystkim udanych wakacji. Pełnych słońca, radości i zabawy. Wróćcie wypoczęci, opaleni i gotowi stawić czoło nowemu roku szkolnemu :))

Czekajcie na mnie, a ja będę czekać na was
xx


niedziela, 21 czerwca 2015

One Shot: ,,Stara miłość nie rdzewieje..." cz.II



Mętlik w głowie nie dawał mu spokoju.
Znów tu jest. Znów tu jest. Ułożyła sobie życie na nowo, ma dziecko, prawdopodobnie i faceta. 
Nerwowo stukał długopisem w kartę jednego pacjenta, totalnie odsuwając od siebie rzeczywistość.
Violetta. JEGO Violetta.
Już wiedział kogo mała Bella tak bardzo mu przypominała i dlaczego nie mógł się od niej oderwać. Czuł jakby to wszystko było snem...

-Violetta?! To naprawdę ty?!- chciał do niej podbiec i ją przytulic, ale kobieta zrobiła krok w tył. Spojrzał na nią zdezorientowany, na co ona tylko pokręciła głową. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku, pociągnęła nosem. Zrobiła krok w stronę swojej córki i wyciągnęła do niej rękę.
-Mamusiu, co się stało?- spytała mała chwytając wyciągniętą dłoń.
-Mamusiu?!- przysłuchujący się szatyn doznał szoku.- Violetta, czy to..
-Nie powinno cię to interesować, zostaw mnie... zostaw nas w spokoju- syknęła nie patrząc na niego i szybko ponownie weszła z córką do windy. Drzwi w natychmiastowym tempie zamknęły się uniemożliwiając wejście Verdasa. Roztargniony wbiegł po schodach chcąc dogonić dziewczyny, niestety spotkał tam swego szefa.
-Leonie, a dokąd ci tak śpieszno? Mam dla ciebie robotę, zapraszam do gabinetu- kardiochirurg zrezygnowany westchnął cicho i podążył za starszym mężczyzną.

Z melancholijnego stanu wyrwały go otwierane drzwi. Do pomieszczenia weszła salowa, chciała zapewne posprzątać gabinet Leona. Widząc mężczyznę podskoczyła ze strachu.
-A pan doktor jeszcze tutaj? Przecież doktor powinien już być dawno temu w domu!- Verdas przetarł zmęczone oczy.
-A którą mamy godzinę?
-Już po dziewiątej- zerknęła na zegarek.
-Dobrze, dziękuję- zmienił kitel na skórzaną kurtkę, wziął torbę na ramię i wyszedł z gabinetu pozostawiając zdziwioną salową samą.
-Och dziwne te chłopaki-westchnęła i zaczęła wycierać biurko.

Dawno go tu nie było. Jeszcze kilka lat temu dobijał się jak oszalały, lecz pan domu kazał mu odpuścić. Ulicę pamiętał, numer niekoniecznie. 28? 38? Coś w ten deseń. Przejeżdżając swoim czarnym Lexusem LFA stanął nagle, z piskiem opon. To ten dom. Te same beżowe ściany i brązowy dach. Nawet to samo ogrodzenie! Nieprawdopodobne, że tak długo go tu nie było. Zaparkował auto przed podjazdem i podszedł do furtki. Niepewnie nacisnął domofon.
-Violu, wreszcie jesteś! Wchodź prędko...-i nie dając dojść mężczyźnie do głosu otworzył metalowe drzwiczki.
Szatyn popchnął je i pospiesznie posuwając stopy zmierzał ku gankowi. Nim wszedł po schodkach, białe drzwi otworzyły się.
-Kochanie, już się bałem, że tam zostaniesz!- mężczyzna o lekko siwych włosach wyłonił się z budynku. Widząc twarz Verdasa znieruchomiał, skutecznie udało mu się go odpędzić, nie spotykał go zbyt często w tym wielkim mieście.-Leon...
-Musimy porozmawiać, panie Castillo- starszy mężczyzna niechętnie skinął głową i wpuścił niedoszłego zięcia do domu.- Usiądź proszę-Wskazał mu na sofę.- Kawy, herbaty?
-Nic z tych rzeczy. Wiem, że Violetta wróciła
-To było do przewidzenia- German podszedł do barku i wyciągnął whisky.
-Nie, ja dziękuję, prowadzę- wycofał się młody. Ojciec Violetty niechętnie schował alkohol z powrotem i wrócił do rozmowy.
-Nie wiedziała, że tam pracujesz.
-...Ale pan wiedział.
-Tak, aczkolwiek nie chciałem jej denerwować, już ma za dużo problemów na głowie...
-Chodzi o Bellę?- spytał niepewnie.- Dlaczego mi nie mówiłeś, że Violetta ma córkę?
Byleby nie pytał czy to jego córka~ prosił w myślach ów dziadek
-Miałem powody, ale tak... chodzi o Bellę. Już ją poznałeś?- było to raczej stwierdzenie niż pytanie. Młody potaknął.
-Znam też jej przypadek. Prawdopodobnie będę asystował przy stole podczas jej operacji, to duży obowiązek, w końcu to dziecko Violetty i...- Castillo urwał chcąc uniknąć katastrofy.
-Leonie, proszę nie...- ale ten przerwał mu.
-Czy to moje dziecko?- zadał to jakże trudne pytanie. Męczyło go to od początku, a jeżeli...? Nie miał pojęcia ile dziewczynka ma lat, może płynęła w niej krew Leona, a może Violetta ułożyła sobie życie na nowo, z innym mężczyzną? German potarł swoje dłonie.-Do cholery! Odpowie pan?!
Wstał zdenerwowany. Milczenie starszego mężczyzny było podejrzane. Zbyt podejrzane
-Leonie, to sprawa między wami- powoli i ostrożnie dobierał każde słowo.- Najlepiej... jeśli spytasz moją córkę, ona ci odpowie na wszystkie pytania
-Tylko, o nieszczęście!- zawołał ironicznie.- Myśli, że ją zdradziłem! Nie chce ze mną rozmawiać!
-Dziwisz się jej?
-Nie zdradziłem jej! To... to było nieporozumienie- westchnął i usiadł ponownie na kanapie.
-Nieporozumieniem nazywasz półnagą kobietę leżącą w TWOIM łóżku? O wczesnym poranku?
-Kiedy Violetta wróci?- spytał zmieniając temat. Lubił Germana, ale chciał o tym porozmawiać tylko i wyłącznie z Violettą.
-Leonie, ja ci wierzę, mnie możesz okłamać, ale błagam, nie okłamuj mojej córki...
-Kiedy wróci- wycedził przez zęby. Ta cała sprawa go przerastała. Violetta, Bella... Te wszystkie sprawy z przeszłości. Chciał z nią porozmawiać, na spokojnie
-Nie wiem czy w ogóle wróci. Znasz ją, jest uparta jak osioł, a Isabell kocha jak mało kogo.
-Dlaczego nie chce mi pan powiedzieć czy to moja córka? To tylko trzy litery. Tak lub nie
-Chyba czas już na ciebie, Leonie- podniósł się z miejsca zirytowany German. Odprowadził zawiedzionego Verdasa pod furtkę i szepnął mu na ucho- Powiedz jej wszystko, jak było. Powiedz, że ją kochasz. 
Szatyn pokiwał głową, wsiadł do swojego sportowego auta i odjechał pod klinikę.


-Mamusiu, a dlacego pogniewałaś się na Leona?- kobieta ocknęła się słysząc to imię. Mocniej opatuliła córkę kołdrą drżącymi rękoma.
-A skąd znasz...tego pana?- spytała załamującym się głosem, lecz szybko się uśmiechnęła, aby sprawić wrażenie pogodnej.
-No jak to. To pan Zabawaba! Ale jak zdejmie strój to jest Leon- zarechotała.- On jest baardzo miły i zabawny i w ogóle caderski!- nakręciła się.- Opowiadał mi jak miał dziewcynę, ale ona zachowała się bardzo niemiło bo tak sobie go zostawiła i wyjechała. A on ją kochał. Bardzo kochał, mamusiu!- na te słowa kobiecie oczy zrobiły się szklane. Najchętniej wyjechałaby stąd ponownie do Seattle, ale to jedyne tak zaawansowane centrum kardiochirurgiczne na świecie. Musi wytrzymać, dla Belli.- Mamusiu, wsystko okay?
-Tak kotku, wszystko w porządku... Wiesz już późno, musisz być wyspana. W końcu jutro masz badania
-No juz, juz mamusiu. A będzies chciała poznać jutro Leona? To serio super gość!
-Zobaczymy maleńka, śpij już- zaczęła nucić małej kołysankę. Po kilku minutach czterolatka udała się do krainy Morfeusza, wtedy kobieta miała chwilę dla siebie. Ani jej się śniło wrócić do  domu, musiała być cały czas przy córce. Wyszła na chwilę, musiała się przewietrzyć. Poszła w stronę niewielkiego parku mieszczącego się tuż przy klinice, nogi zaniosły ją na ławkę, obserwowała stamtąd zachód słońca (od aut. jest czerwiec, słonce później zachodzi ;)) Przymknęła oczy...

-Kotku, tylko mnie nie zabij!- krzyczała. To był jej pierwszy rejs kajakiem, przestraszona mocniej zacieśniła kamizelkę.
-A tylko bym spróbował- dał jej całusa i odepchnął drewniany sprzęt, po chwili wskoczył do środka i odebrał wiosło od ukochanej.
-Dużo już pływałeś?
-Kochanie, nie bój się, jestem przy tobie- na te słowa szatynka odwróciła się jego stronę, a on pocałował ją delikatnie w usta. Po oderwaniu, przypominając dziewczynie teorię wiosłowania obydwoje ruszyli poruszając zsynchronizowanie rękoma. Szło im całkiem dobrze, Violetta załapała o co chodzi. Po przepłynięciu jeziora dookoła, mężczyzna wyskoczył z kajaka i pociągnął sprzęt wraz z ukochaną nad brzeg.
-I co? Nie było tak strasznie?
-Och, jak ja cię kocham!- wyskoczyła i rzuciła mu się na szyję.
-Jak będziemy mieć dzieci, też będziemy zabierać je na kajaki- rozmarzył się.
-Chciałbyś?- posłał jej pytające spojrzenie.- ...mieć ze mną dzieci?
-Z tobą to mógłbym nawet teraz- pocałował ją w głowę.
-Pytam poważnie
-Viola, kocham cię najmocniej na świecie, oczywiście, że tak! 
-Też cię kocham najmocniej na świecie- złączyła swoje i jego usta w krótkim buziaku, niestety (albo i stety?) szatyn pogłębił pocałunek, robiąc go bardziej drapieżnym. Oboje upadli na koc rozłożony na piasku i szybko pozbywając się ubrań...

-Wiedziałem, że cię tu znajdę- z rozmyśleń wyrwał ją głos, który doskonale znała. Powoli otworzyła oczy i ujrzała przed sobą jego muskularną posturę. Podniosła się szybko- zawsze kochałaś oglądać zachody słońca
-Leon, ja...
-O nie- przerwał jej i pociągnął ponownie na ławkę.-Musimy porozmawiać, nie sądzisz?
-Nie, nie sądzę. Muszę wracać do Belli- znów chciała się podnieść, ale mocny uścisk mężczyzny jej to uniemożliwił. 
-Już u niej byłem. Słodko spała, a w razie czego pielęgniarka nad nią czuwa
Już zachowuje się jakby to była jego córka~pomyślała.
-Dlaczego MOJA córka tak cię interesuje?
-Viola, a powiedz mi proszę gdzie jej ojciec?- spytał patrząc prosto w jej oczy. Musiał znać prawdę. Musiał. Szatynka zacisnęła ręce w pięści, serce zaczęło mocniej uderzać. Musiała zmienić temat, Leon nie mógł poznać prawdy.
-Dlaczego tak nagle zaczęło w ogóle interesować cię moje życie?!- krzyknęła, a po chwili syknęła- Leć do tej swojej dziuni 
-Viol... Jakiej dziuni?!
-A z kim mnie zdradziłeś, co?!- ponownie podniosła głos. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, szatyn szybko otarł ją kciukiem.
-Nie zdradziłem cię. Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale cię nie zdradziłem, przysięgam- zacisnął usta w wąską linię.- Kocham cię nad życie, jakbym mógł to zrobić?
Violetta nie odpowiedziała od razu. Kocham cię nad życie...
-Dlaczego mam ci wierzyć?- spytała spoglądając na niego.
-Bo mnie kochasz- powiedział niepewnie. Natychmiast Castillo odwróciła wzrok, wstała.
-Nie zaczepiaj więcej Belli, mnie także- odwróciła się do niego plecami i zaczęła iść w stronę kliniki. Za swoimi plecami słyszała krzyki:
-Violetta, daj m to wszystko wytłumaczyć... Kocham cię!
Zwolniła kroku.
Kocham cię...
Spojrzała na jego zawiedzioną minę ostatni raz i odeszła w stronę budynku.


-Mamusiu, płakałaś w nocy?- spytała mała przecierając oczka.
-Dlaczego tak myślisz, skarbie?
-Bo poduska jest mokra i carna od tusu- wskazała na białą pościel.
-Och, to nic kochanie, tylko nie zmyłam makijażu i się rozmazał- skłamała.
-A zobacę się dziś z Leonem?- kobieta zesztywniała słysząc to imię.
-Najpierw zjedz śniadanie, później porozmawiamy...
Mama dziewczynki zamówiła do pokoju dwie porcje posiłku, zjadły je wspólnie z córką, a następnie się przebrały- Isabell w biały tshirt, szare dresowe spodnie i malutkie Air Force, a starszą Castillo w sukienkę w kwiaty i czarne szpilki. Dorosła zaplotła sobie i córce warkocza- były gotowe na dzisiejszy dzień.

-Ślicznie kruszynko. Jeszcze jeden wdech i wydech- powiedziała lekarka osłuchując serce małej. Następnie nakleiła jej ,,dzielny pacjent" na bluzeczkę. -Brawo. Wyniki otrzymacie po południu i wtedy też okaże się kiedy będzie operacja.
-Dziękujemy, do widzenia- rodzicielka wyprowadziła córkę z gabinetu.
-Co teraz robimy mamusiu?
-Teraz mamy wolne skarbie, co chcesz robić?- pogłaskała Bellę po główce.
-A mogę iść na świetlicę?
-A będzie tam ten... Zababa?
-Nie wiem czy będzie pan ZABAWABA... To mogę iść? Proosę!
-No dobrze dobrze, chodźmy.
Córka zaprowadziła matkę pod ową bawialnię, sama weszła do środka. Violetta podziwiała swoją kruszynkę przez szybę. Była taka urocza! Może Leon powinien wiedzieć? Może powinna pozwolić mu się wytłumaczyć? Na razie absolutnie nie znała odpowiedzi na te pytania.
-Hej- podskoczyła słysząc ten głos.
-Prosiłam cię o coś- westchnęła.
-Dobrze wiesz, że tak łatwo nie odpuszczam- uśmiechnął się.- Możemy porozmawiać? Na spokojnie?
Mimowolnie szatynka skinęła głową.


-[...] to była tylko Laura. Moja siostra, wróciła wtedy ze Szwajcarii. Poszedłem wówczas... do jubilera. Tego dnia chciałem ci się oświadczyć, ale ty nagle zniknęłaś. Dobijałem się do twojego akademika, ojca. Tak po prostu odeszłaś... Przez głupie nieporozumienie!
-Przeniosłam się na architekturę w Seattle- sama nie wiedziała czemu to powiedziała. Żeby nie martwił się, ze z jego powodu rzuciła studia? Żeby wiedział? 
Jego wyznanie... Miało sens, zachowała się jak idiotka. Ale to nie znaczy , że od razu rzuci mu się w ramiona. Bardzo go kochała, ale Leon był już zamkniętym rozdziałem w jej życiu.
- Wierzysz mi?- spytał. Violetta powolnie potaknęła.- Dlaczego przyszłaś wtedy tak wcześnie? To było coś ważnego? Przepraszam, ale w mojej głowie jest tyle pytań!
-Chciałam się tylko z tobą zobaczyć- skłamała.- To nie było nic ważnego.
-A, Violetta...- otarł dłońmi.-... kto jest ojcem Belli? Ja?
Zadrżała. Znów o to pyta. Chociaż to było do przewidzenia, ma prawo dociekać. 
-Leon...
Ze świetlicy wybiegła ich córka.
-Leon!- rzuciła mu się na szyję.
-Hej szkrabie. Mała, twoja mama nie chce powiedzieć mi ile masz lat- zadał podchwytliwe pytanie. Cztery- oznaczałoby że to prawdopodobnie jego dziecko.
-Trzy- pośpiesznie wtrąciła Violetta chcąc uniknąć katastrofy.
-Wcale nie mamo! Mam ctery latka- śmiała się.
Na twarzy Leona zagościł wielki uśmiech. Zatem... to prawdopodobnie jego dziecko? To byłaby fantastyczna wiadomość!
-Kochanie, idź jeszcze się pobaw, my musimy porozmawiać- oddelegowała córkę.
-Violetta... bella jest moją córką, tak?
-Ni...Nie Leon- skłamała.- Po tym feralnym poranku poszłam się... upić i tam wpadłam. To nie twoja córka
-Jesteś pewna? Na 100%?- spytał zawiedziony. Castillo pokiwała głową.-Mogę zadać ostatnie pytanie?
-Wal śmiało- uśmiechnęła się. W końcu o nic gorszego nie może spytać!
-Kochasz mnie?- szepnął nie odrywając wzroku z jej pięknych, czekoladowych oczu.


*************************************************

Witam z drugą częścią OS! 
Starałam się wyrobić w tym tygodniu jak nie wiem, ale jest! Niedzielny poranek,
wasza wyczekiwana dwójeczka =)
Pojawiają się wspomnienia z przeszłości, kłamstwa Violetty i łagodniejsza rozmowa 
rodziców Belli ^^ Czy tylko ja ją kocham? Słodziaśna moja ♥
UWAGA SPOJLER: German trochę pomoże Leośkowi :))
Bo go lubi i chce być jego zięciem. Wróć- teściem XD
A co do opowiadania: ósemka jest w połowie, będę się starała skończyć ją w czerwcu,
bo już po zakończeniu wyjeżdżam na obóz (utrudnione, prawie niemożliwe pisanie)
Ale wszystkiego dokładnie dowiecie się pod następnym rozdziałem, w ogłoszeniach 
(będą długie, ostrzegam)
Zapraszam do komentowania i odwiedzania zakładek :*
xx
PS Będzie jeszcze trzecia cześć OS. Czwartej raczej nie przewiduję.
PPS Do Dżandzusia- one shot'ów nie dedykuję, ale rozdziały tak. Ósemka będzie twoja ♥