piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 9: Spróbujemy


Wszystkim, którzy wytrzymali i wytrwali
 




 Obudziły mnie cholerne promienie słońca. O fuck, kac. Obróciłam się delikatnie chcąc odizolować się od tej olbrzymiej gwiazdy. Spojrzałam ledwie otwartymi oczami na pościel- nie należała do mnie, jest czarna. Szybko przypomniałam sobie zdarzenia z ubiegłej nocy. Cholera, znów przesadziłam z alkoholem... Nigdzie nie było śladu mojego kochanka? Chyba tak mogę go nazwać, parą oficjalnie nie jesteśmy. Uciekł ode mnie? Byłem jego zabawką na jedną noc? Z rozżaleniem podniosłam się z łóżka i ubrałam koszulę szatyna, leżała na podłodze. Zapięłam kolejno guziki, po czym opuściłam pokój i idąc pamięcią ubiegłego wieczoru doszłam do kuchni. Nalałam sobie wody i usiadłam na wyspie sącząc napój.
-O Ludmiła- podskoczyłam słysząc to.- Wstałaś
Obróciłam się w stronę owego głosu. Mój mężczyzna ubrany jedynie w jeansy wszedł do pomieszczenia usmarowany pianką do golenia na twarzy.Podszedł do mnie z zamysłem pocałowania, lecz odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Pianka- odpowiedziałam, a Włoch wzruszył ramionami. Najwyraźniej nie stanowiło to dla niego problemu, gdyż już chwilę później zatopił swój język w mojej buzi. Ogarnęły mnie dziwne wyrzuty sumienia- nie powinnam z nim spać. I to na pierwszej randce! Nie chce tak zaczynać i kończyć każdego związku, chcę wreszcie stabilizacji, oparcia. Spuściłam wzrok i oderwałam się od Pasquarelliego, następnie oderwałam kawałek ręcznika papierowego i wytarłam nim swoją twarz. Widząc mój stan zaniepokoił się:
-Lu, wszystko dobrze?- spytał. Pokiwałam głową kłamiąc.- Gadaj co jest- potarł mój policzek kciukiem.
-Po prostu... zastanawiam się...- zaczęłam niepewnie.- Ja... Nie powinniśmy ze sobą spać, zapomnij o tym- zeskoczyłam z wyspy z zamiarem ubrania się w moje wczorajsze ubrania i jak najszybciej opuszczenia tej willi, niestety (albo stety?) szatyn złapał mnie i przytulił do siebie mocno.
-Dlaczego tak mówisz?- wyszeptał w moje włosy.
-Seks na pierwszej randce nie wróży nic dobrego. Puść mnie.
-Biorąc pod uwagę nasze spotkanie w kawiarni, to była druga randka- parsknął śmiechem, a ja mimowolnie poszłam w jego stronę.- Aż tak ci ze mną źle?
Odsunęłam się od niego, by widzieć dokładnie te piękne piwne oczy.
-Nie, ale... Nie jestem dobrym materiałem na dziewczynę. To tobie będzie ze mną cholernie źle- na moje słowa, tylko się uśmiechnął.
-Ja wiem, że to szaleństwo, ale...  Chcę być z tobą, jesteś niesamowita, Serio- parsknęłam śmiechem. To naprawdę szaleństwo.- Spróbujemy?
Zawahałam się- on też mi się podoba, ale boję się wspólnej przyszłości; boję się, że zranię go, a tym samym zranię siebie. 
Wypuściłam powietrze z płuc:
-Jesteśmy wariatami- zaczęłam.- Spróbujemy



Violetta


Mieszanie koktajlu słomką to bardzo ciekawe zajęcie. Potrafi uspokoić, opanować nerwy. A to kręcenie kółek w napoju- coś wspaniałego! Można poznać siłę oporu tej cieczy, cudownie!

Spoglądam na zegarek- zostały jej 4 minuty. Siedzę kolejny dzień w tej cholernej kawiarni, czekając na tą cholerną dziennikarkę z tego cholernego JOY'a. Jeśli dziś znów się spóźni będę zła. Poprawka. Wściekła.
Roztargniona wyjęłam swój iPhone; nadal zero wiadomości od Ferro. Najwyraźniej została u niego na noc, dlatego cierpliwie czekam na info od przyjaciółki. Znudzona przeglądam portale informacyjne i tabloidy, nadal w kręgu zainteresowań jest ,,Violetta Castillo i jej nowy chłopak". Denerwujące. 
Jak podaje US Weekly zaręczyliśmy się, gdyż spodziewam się dziecka. Dziewczynki. I dlatego na razie zrezygnowałam z kariery. 
Bardzo interesujące same steki bzdur! Życie celebryty nie należy do łatwych, ostatnio nawet zastanawiałam się czy te wielkie pieniądze są tego warte. Z kolei Daily News donosi jakoby Verdas poznał mnie na ostrym dyżurze, a miłość między nami wybuchła od razu. Nie jest to do końca zgodne z prawdą, ale już lepsze od zasranej ciąży! Leon jest znanym lekarzem, tak jak większość z tej jego kliniki. Nie wiem czy ulubieniec Amerykanów to odpowiednie określenie, ale bądź co bądź wzmianka o nim jest dosyć często w codziennej prasie.
 Ponownie spojrzałam na zegarek- dwie minuty spóźnienia. Super, kurde. Super. Przeszperałam torebkę w celu znalezienia prochów uspakajających, a następnie szybko je połknęłam. Jestem wkurzona, mocno wkurzona. Czas to drogi pieniądz. A mnie na niego nie stać, a jeśli ta dziennikareczka myśli, że jest pępkiem świata i może sobie pozwalać na teatralne spóźnienia jest w błędzie.
 Zostawiając na stoliku 15$ wyszłam zdenerwowana. Zatrzymałam taksówkę, i nie wiem czemu, podałam adres kliniki Leona.



Kłaniam się recepcjonistce, a ta nie otrzymawszy żadnych pytań oznajmia mi, gdzie obecnie jest Leon. To dziwne, iż wszyscy znają mnie jako ,,narzeczoną Verdasa", mimo to serdecznie dziękuję jej i kieruję swoje kroki do widny.
Telefon ukryty w torebce cały czas drga od wydzwaniań Grety i cholernej ignorantki. Nie odbieram ani jednego- mam to wszystko w dupie.
-Violetta?- pyta, gdy wchodzę do gabinetu. Dookoła ma porozrzucane papiery, chyba mu przeszkodziłam.- Coś się stało?
Ja z kolei zdaję sobie sprawę ze swojej głupoty, ale już nie mogę się cofnąć. Bez słowa siadam mu na kolanach i wtulam się w jego tors.


***


Co się dzieje? Nie ma m pojęcia. Otwieram leniwie oczy- ja spałam? Patrzę się jeszcze obojętnie w sufit, towarzyszy temu dudnienie; to chyba deszcz uderzający w szybę. Zaczynam się rozbudzać- przekręcam się na bok, leżę na sofie przykryta kocem. To sprawka Leona? Rozglądam się dookoła, jestem w jego gabinecie, jednak mężczyzny nie ma. Kojarzę tylko jak opadłam mu na klatę, a on zdziwiony pogłaskał mnie i pocałował w czubek głowy, dalej nic. Pustka. Chyba musiałam zasnąć, to raczej pewne niż prawdopodobne.
Nagle drzwi uchylają się, a w nich staje osoba moich myśli. W rekach niesie dwa kubki, które stawia na szklanym stoliku.
-Widzę, że już się obudziłaś- głaszcze mnie po poliku.
-Dziękuję- szepczę. Niby nic mi nie doradził, nie rozmawiałam nawet z nim, a jednak. Jego obecność napawa mnie spokojem, cieszę się, że ja mogę płakać, wtulać się, a on o nic i tak nie pyta. To tak bardzo mi potrzebne, brak słów, tylko gesty.
-Każdy ma gorsze dni- podaje mi kubek.- A czekolada właśnie w takich pomaga
Nie powinnam- myślę, podnosząc się. Dieta nie pozwala mi na takie słodkości, chociaż w sumie w tej chwili mało mnie to obchodzi. Biorę naczynie do ręki i wraz z szatynem delektujemy się przyjemnym, aksamitnym smakiem.
-Twój telefon cały czas wydzwaniał- informuje mnie, na co ja wzruszam ramionami.- Masz jakieś problemy? Może chcesz o tym pogadać?
Nie nie nie. Nie pytaj mnie o nic, kochany, proszę.
Ten w odpowiedzi na moją ciszę, wzdycha i dzięki Bogu zmienia temat.
-Jak kostka?
-Dobrze, dziękuję- po chwili przypominam sobie wydarzenia z poprzedniego wieczora- ten dziwny paraliż. Jednak ani słowem o nim nie wspominam, po co?- Chyba ci przeszkadzam
-Daj spokój- uśmiecha się, grzmot za oknem głośno wali.- Nie dość, że spałaś jak aniołek to nawet miło mi było posiedzieć w czyimś towarzystwie.
-Która jest właściwie godzina?
-Po szóstej
-Żartujesz?! Boże, przespałam tu kilka godzin?
Ten potakuje głową:
-Może po prostu ci tego brakowało... Jakby co, ja skończyłem już pracę, co powiesz na kolację?
Odkładam biały, pusty kubek z logo szpitalu i kręcę twierdząco głową.

***
-A wiesz, że ja głupia myślałam, że mówiąc ,,kolacja" masz na myśli restaurację?- śmieję się, zajadając sushi z cateringu.
-Lubię zaskakiwać- uśmiecha się łobuzersko, nawijając makaron ryżowy na pałeczki.
-Tak?- pytam łykając sake. Czyżby Verdas chciał mnie upić?- Czym jeszcze dziś chcesz mnie zaskoczyć?
Ten wstaje i bez słowa mnie podnosi. Klika pilotem w stronę wieży stereo, a pomieszczenie wypełnia przyjemna, romantyczna muzyka. Zaczynamy się poruszać w jej rytm, a silna dłoń mężczyzny oplata moją, druga spoczywa na mych plecach, odrobinę za nisko, lecz nie przeszkadza mi to. Muszę przyznać, Leon znów mnie zaskoczył.
Nie wiem ile mija piosenek- trzy? cztery? Wówczas szatyn podnosi mój podbródek i całuje lekko, prawie że muska moje wargi. Już myślę, że się oderwie, gdy on nagle pogłębia swe pocałunki, bardziej i bardziej. Czy jestem zła, skrępowana? Nie, w żadnym wypadku, wręcz plątrujemy się nawzajem.
Muzyka odchodzi jakby w oddal, my przenosimy się ze środka salonu na kanapę, rozpinam guziki w koszuli szatyna, a następnie rzucam ją daleko. On z kolei rozpina moją małą czarną ukazując komplet bielizny od God save Queens. W jego oczach widzę blask, jednak nie daję mu za wygraną. Odpinam jego pasek od spodni, i zsuwam jeansy- moim oczom ukazuje się spore wybrzuszenie na bokserkach Calvina Kleina, za które chce jak najszybciej się zabrać. Już przykładam ręce, by je zsunąć, gdy przerywa mi ich dumny właściciel ściągając ze mnie biustonosz. Uwolnione piersi zostają złapane w dłonie mężczyzny i masowane. Przechodzi mnie cudowny dreszcz, oddycham głośno. Szybko pozbywa się także majtek i tamto miejsce też z wyczuciem pociera, wywołując boją ekstazę. Niebawem sam pozostaje bez bokserek, odwdzięczam się zaczynając po ,,francusku". Jakiś czas potem słyszę charakterystyczny trzask- otwiera paczuszkę z prezerwatywą i pozwala, bym to ja ją mu nałożyła.Chwilę potem wchodzi we mnie, w fantastycznym nastroju mu się oddaję...



Ludmiła
Czwarty raz wydzwaniam do Violetty, lecz gdy kolejny raz włącza się sekretarka daję za wygraną i powracam do gabinetu szefostwa Lifetime TV. Czytam kolejny raz umowę odnośnie prowadzenie finału Project Runway i podpisuję ją. Tak się nudzę! Chciałbym byc teraz w rękach Fede, popijając wino obejrzałabym z nim jakiś dobry film. Na szczęście mój kochany za kilkanaście minut powinien tu być by odwieźć mnie do domu.
-Gratuluję- moją rękę ściska dyrektor stacji.- Pozwól, iż teraz zapoznam cię z głównym mózgiem tego przedsięwzięcia- podnosi słuchawkę i prosi sekretarkę o przyprowadzenie ,,Marcusa". Och, to imię tak źle mi się kojarzy. Kiedyś niejaki Marcus Jonas, wysokiej rangi dyrektor fashion.tv, był moim kochankiem. Miał dzieci, żonę, ale to nie stawało nam na przeszkodzie byśmy pieprzyli się co noc, rany co to były za akty! Pełne dzikości i temperamentu. Dziś patrzę na to obrzydzeniem, jak mogłam być taką dziwką?!
Po chwili do pomieszczenia wchodzi wysoki mężczyzna, dawno po 40-tce, uśmiecha się do mnie. Nie wierzę własnym oczom. To Jonas.

Po krótkiej rozmowie z nim wśród szefostwa wychodzimy, a on bierze mnie na stronę.
-Naprawdę, nie mam ochoty z tobą gadać- mówię mu, próbując wyrwać się z silnego uścisku.
-Jakoś dwa lata temu nie tylko ze mną rozmawiałaś ale i dawałaś...
-Zamknij się- syczę.- I mnie puść
-Czyżbyś żałowała?- śmieje się.- Jakoś wtedy mówiłaś, że jesteś w niebie oraz, że...
-Zostaw mnie- ponownie mu przerywam.- To było bardzo dano temu, zapomnij
-Och kocie- szepcze przybliżając się do mojego ucha. Drugą ręką wkłada pod moją spódnicę; próbuję się uwolnić jednak to nic nie daje. Na mojej twarzy maluje się grymas.- Ja nigdy nie zapominam
Nagle słyszę chrząknięcie. Marcus odrywa się jak oparzony.
-Przeszkadzam?- pyta ze swoim uroczym, włoskim akcentem.
-Zjeżdżaj stąd, smarkaczu- syczy w jego stronę, a Federico podrywa rękę by go walnąć. Trafia idealnie w okropną facjatę Jonasa.
-Fede, chodźmy już do domu- mówię do niego błagalnie.Ten patrzy to na mnie, to na mężczyznę trzymającego się za nos.-Proszę
Bierze mnie za rękę i szybko ciągnie do windy. Odzywa się dopiero w samochodzie
-Kim on do cholery był?
-To nikt ważny- kłamię.- Po prostu, natrętny gość
-Faktycznie, nikt taki, skoro może sobie obmacywać moją dziewczynę- wkurzony wprowadza auto do ruchu drogowego.
-Fede...- próbuję coś powiedzieć, ale nic nie przychodzi m ido głowy. Nadal milczymy. Wieczorem otrzymuję SMSa:

from: M. Jonas
 Ja. Nigdy. Nie. Zapominam.

Drżącymi rękoma wyłączam telefon.




***************************************************
Cześć, cześć i czołem!
To ja, powróciłam, lecz chyba nie na długo.
Rozdział jest, przyspieszyłam akcję ;)
Specjalnie dodałam odrobinę +18 żeby wynagrodzić wam to czekanie
Podoba się? Chcecie częściej? 
Violka nie wiem czy zauważyliście, trochę sobie psychicznie nie radzi...
Ale Leon zawsze pomoże ;d hihihi
Ludmiła jest z Federico, ale zaczynają się ich wspólne kłopoty (Marcus to tylko początek!)
Ja się odmeldowuję, niestety nie wiem dokładnie do kiedy.
Czeka mnie przeprowadzka i życie na walizkach, ale chyba nie chcę o tym mówić ;)
Postaram się dodać coś jeszcze przed nowym rokiem, mam nadzieję,że mi się uda
Trzymajcie kciuki!
Całuję mooocno
xx




poniedziałek, 9 listopada 2015

NIE MYLICIE SIĘ... WRÓCIŁAM !

Kochane,

WRÓCIŁAM!


Trochę czasu minęło, i jest lepiej, co nie znaczy, że dobrze >.<
Mimo to znalazłam trochę czasu by napisać rozdział, pojawi się on niebawem, ponieważ połowa już jest napisana.
 Dlatego mam do was dwie sprawy:
1) Proponuję Wam odświeżyć sobie pamięć, przeczytać poprzedni rozdział etc. To ułatwi wam wdrożenie się w dalsze części (z doświadczenia wiem, że zapewne nie kojarzycie, gdzie poprzedniej nocy była Lu, lub kim jest Leon xD)
2) Tutaj pytanie. Chciałybyście, aby między Violettą a Verdasem wreszcie do czegoś doszło, czy wolicie to jeszcze pociągnąć? Jestem przystępna na obie propozycje, jednakże chciałabym poznac wasze zdanie w tej sprawie.
Do zobaczenia niebawem!
xx