poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział 5: Narzeczoną?

Rozdział dla Natalie Lambre ♥


Otworzyłem leniwie oczy, lecz gdy poczułem światło wpadające przez okno natychmiast zasłoniłem się poduszką. Silny ból w głowie bębnił mi jak oszalały. Nie przeholowałem czasem z Federem? Miało być jedno, symboliczne piwko, a skończyło się na 2..3...5... Już sam nie pamiętam. Było to lekkomyślne zważywszy na mój dzisiejszy dyżur w szpitalu. Delikatnie podniosłem się do pozycji siedzącej nadal zasłaniając się poduszką i wyszedłem z sypialni. Zbiegłem po schodach i zabrałem się w kuchni za przyrządzanie najważniejszego posiłku w ciągu dnia. Fakt, jestem lekarzem, ale także człowiekiem. Lubię czasami ,,niezdrowo" zjeść, dlatego postawiłem dziś na klasykę- jajecznicę na bekonie. W czasie, gdy mięso podsmażało się na patelni zrobiłem ,,eliksir na kaca". Chyba najgorszy napój na świecie, ale mus to mus. Musze jakoś funkcjonować. Duszkiem wypiłem wodę z sodą i surowym jajkiem, skrzywiając się lekko. Gdy moje śniadanie było gotowe zjadłem je w okamgnieniu i zacząłem szykować się do pracy. Szybki prysznic, ciuchy i teczka z papierami. Zakluczyłem willę i wsiadłem do swojego niebieskiego Astona Martina z serii Vanquish w odcieniu błękitu. Odpaliłem stacyjkę i ruszyłem w stronę pracy. 
Po pewnym czasie komputer zainstalowany w aucie połączony bluetooth'em z moim telefonem przedstawił dzisiejsze informacje: temperatura 35 stopni Fahrenheita (od aut. około dwóch Celcjusza ;)), korki na 42 przecznicy, osiem nieodebranych połączeń, jeden SMS... Chwileczkę... Osiem nieodebranych?! Szybko spojrzałem na wyświetlacz- wszystkie ze szpitala. Przecież zaczynam pracę za... Kurwa. Jestem spóźniony pół godziny. Od pół godziny powinienem siedzieć na ostrym dyżurze, a mój szef nie toleruje wszelkich spóźnień. Nawet tych 5-cio minutowych. 
Kurwa.

Violetta
-Luu, długo jeszcze?!- zaczęłam marudzić. Przymierza dwunastą sukienkę i w każdej coś jej nie pasowało! Jak dla mnie wszystkie były idealne, ale według niej miały mankamenty. Spojrzałam na złoty zegarek Michael'a Kors'a. Siedzi tam 43 minuty przymierzając jedną, JEDNĄ kieckę.-  Mam wejść?!
I nagle kotara się odsłonęła. Śliczna, lawendowa sukienka z kryształkami Swarovskiego na rozszklonym dole. Ferro chyba wreszcie się spodobało. Uśmiechnięta obkręcała się dookoła krzycząc: 
-Wreszcie znalazłam! Jest... Perfekcyjna, w każdym calu!
-Oh my God! You're beautiful! ...Boskie!!
-Myślę, że nie ma nad czym dyskutować. Kupuję!

Po udanych zakupach udałyśmy się do kawiarnii, aby odpocząć. Kocham Ludmiłę jak siostrę i jestem szczęśliwa jej szczęściem, ale nie mogę zdać sobie spokoju z Verdasem. Dlaczego tak mnie do niego ciągnie? Jestem idiotką. Robię sobie nadzieję, kiedy nic między nami nie ma. Tylko mi pomógł, a ja wyobrażam sobie rycerza na białym koniu... Jaka ze mnie kretynka! Pewnie już o mnie...
-Violetta! Słuchasz mnie w ogóle?!- wybudziłam się z transu.
-Nie, przepraszam... To o czym mówiłaś?- upiłam łyk zimnej już kawy.
-Pytałam czy powinnam przyjąć tę propozycję- odrzuciła zdenerwowana swoje blond loki.
-Jaką propozycję?- spytałam zdziwiona. Blondynka westchnęła zrezygnowana.
-Widzę, że już dawno temu się wyłączyłaś... Lifetime TV zaproponowało mi wystąpienie w finałowym odcinku Project Runway. Miałabym być współprowadzącą z Heidi Klum... Robert jest zachwycony- spojrzałam na nią pytająco, a ona ponownie westchnęła.- Mój menadżer. Dostałabym za to pokaźną sumkę, ale to oznacza dużo prób, czasu a przede wszystkim stresu. Stresu, stresu i jeszcze raz stresu- podparła głowę rękoma.- Co o tym myślisz?
-Według mnie to świetna propozycja, powinnaś się zgodzić!- zachęciłam ją.- Nie tylko podwyższysz prestiż, ale i trochę zarobisz. To fenomenalny pomysł, bierz póki dają!
-Tak myślisz?... No dobra, zadzwonię dziś do Roberta- powiedziała niepewnie.
Kiedyś wystąpiłam w jednym odcinku America's Next Top Model jako jurorka i nie dość, że świetnie się bawiłam, to w dodatku zarobiłam 25 tysięcy dolarów. Sam zysk. Faktycznie stresik lekki był, ale to nie było na żywo, więc wszelkie mankamenty można było nagrać od początku. Ferro ma trudniej, ale wierzę w nią. W pewnym momencie zadzwonił mój smartphone. Spojrzałam na wyświetlacz. Verdas. Wreszcie! Przeprosiłam przyjaciółkę i odebrałam urządzenie od firmy Apple:
-O, Leon. Czekałam na twój telefon- Idiotko! Zwykłe ,,hej" by wystarczyło!
-Domyślam się- powiedział... zły, zdenerwowany?- Przepraszam, że nie odpisałem, ale będę miał mały sajgon w pracy...
-Coś się stało?-spytałam przejęta. Lu spojrzała na mnie wymownie, ale uciszyłam ją gestem ręki.
-Nic co powinno zawracać twoją piękną główkę- Cholera, nie podrywaj mnie kiedy się o ciebie martwię!- Ale dzwonię w innej sprawie. Co prawda mam teraz mało czasu, ale może miałabyś ochotę spotkać się po południu?- rozluźnił się.
-Mmm, no nie wiem, nie wiem...-udałam obojętną.
-Nie przelecę cię na pierwszej randce, obiecuję- parsknął śmiechem, a ja spłonęłam czerwienią.
-No ja myślę- pokręciłam głową.- Ale mimo to chętnie się z tobą spotkam. Pasuje o 18 w SweetSugar?
-Godzina jest okay, ale miejsce nie za bardzo. Zabieram cię do siebie- wytrzeszczyłam oczy.
-I ty niby nie chcesz mnie przelecieć?- zażartowałam, a blondynka siedząca na przeciwko mnie zakrztusiła się kofeinowym napojem.
-Może i bym chciał, ale tego nie zrobię... Na pierwszej- serce zaczęło mi szybciej bić. Czy on nie stwierdził, że chciałby mnie przelecieć?!
-Słuchaj, nasza rozmowa przybiera ton erotyczny, dlatego proszę cię, abyś przestał. Chętnie się spotkam, nawet... w twoim domu- skończyłam.
-Super, podjadę pod ciebie. Do zobaczenia- rozłączył się.

-I co?!- spytała zszokowana Ludmiła.
-No... Umówiliśmy się- zaczęłam rysować kółka palcem na szklanym stoliku.- Dziś, o 18
-Kurna, to za siedem godzin!- przejęła się. Faktycznie. Ups, mało czasu
-Na szczęście nic nie muszę kupować, mam w domu odpowiedni strój.
-Żartujesz sobie?!- syknęła z błyskiem w oczach.- Pędzimy do Chanel w tej chwili!
-Lu!-krzyknęłam.- To będzie u niego w domu, nie muszę szykować się jak na galę!
-U niego w domu?- podniosła rękę do ust.- To znaczy, że idziemy jeszcze do Victoria's Secret!
Zostawiła szybko na stoliku kilka dolarów i wyciągnęła mnie z pomieszczenia w poszukiwaniu idealnej kreacji.


Leon
Kończąc rozmowę z Violettą podjechałem pod mój szpital. Mam nadzieję, że założyłem odpowiednią maskę ,,wszystko jest okay", aby jej nie martwic. Dostanę pewnie niezłego wpierdolu od Patricka Yun-Nunga. Mój szef pochodzi on z Nigerii, jest surowy, ale też wyrozumiały i sprawiedliwy. Zazwyczaj był pogodny w stosunku do mnie, ale jestem ciekaw czy uzna za usprawiedliwienie ,,Sorry, za dużo wczoraj wypiłem”...
Wbiegłem do recepcji. Szybko przywitałem się z Amandą i spytałem czy szef jest wkurzony.
-Póki co radzę panu mu nie przeszkadzać-odparła współczująco. Oznacza to niezłe kłopoty.-Na razie jest u siebie w gabinecie. Rozmawia (o ile można to nazwać rozmową) z doktorem Pasquarelli. On także się spóźnił.
Kurde, mamy przechlapane. Godzina spóźnienia. Fuck.
-Amando, a kto przejął mój dyżur?- naprężyłem się.
-Doktor Torres.
-Okay. Dzięki.- i pobiegłem do swojego gabinetu. Mijając izbę rzuciłem szybko do Camilii -Wiszę ci dużą kawę!- i pobiegłem dalej.
A po chwili usłyszałem krzyk rudowłosej za sobą- Z mlekiem poproszę!- och ta Camila. Wiecznie radosna.
Gdy byłem już u siebie szybko się przebrałem i odpaliłem komputer. Mam umówioną wizytę za kwadrans. Świetnie. Czujecie tą ironię? Następnie ,,kochany szef" wpisał mi chorych przez cztery godziny, chwila przerwy i dalej do szesnastej. I żadnej operacji! Masakra, kocham tą adrenalinę i ratowanie życia przy stole! Na szczęście na spotkanie z seksowną szatynką powinienem się wyrobić. Przygotowałem wszystkie papierki, kiedy zadzwonił telefon służbowy leżący na biurku. Odebrałem szybko.
-Leon Verdas- przedstawiłem się.
-Doktorze, pan Yun-Nung chce się z panem widzieć- rzekła pośpiesznie Amanda.
-Kiedy?
-Teraz. Czeka w swoim gabinecie.
-Jest zły?
-O dziwo, po rozmowie z panem Pasquarellim trochę spuścił z tonu. Ale wszystkiego się pan doktor dowie. Pani Torres ocaliła panów.
-Jak?
-Stwierdziła, że się z panem zamieniła- spryciula, dodałem w myślach
-To kiedy ja mam dyżur?
-Szef wpisał panu na osiemnastą
-Fuck!- wrzasnąłem. A Violetta?!
-Doktorze wszystko w porządku?- zmartwiła się położna.
-Tak, dziękuję. Już idę
Super. Muszę postawić Camilii dużą kawę z mlekiem i ciasto.
Idąc przez korytarze rozmyślałem o Violetcie. Zaraz do niej zadzwonię i przełożę (ewentualnie odwołam) spotkanie. Najgorsze jest to, że mam bardzo mało czasu. Dyżury trwają kilka godzin, więc muszę być wypoczęty po mojej pracy. Muszę pojechać do domu, wziąć prysznic i wrócić do pracy. Gdzie wcisnąć Violettę? Biorąc pod uwagę fakt, iż z pewnością będą korki, a prysznic powinien mi zając 5 minut... Oj będzie ciężko... Z zamyśleń wyrwało mnie dojście do celu. 
Gabinet 218- dr mgr. prof. Hab. Patrick Yun-Nung. Zapukałem delikatnie.
-Wejdź Leon!- powiedział... znudzony? Jestem gotowy na zwolnienie. Może u św. Franciszka mnie przyjmą? 
Wszedłem do pomieszczenia. W naszym szpitalu jest tak, że niektórzy mają dwa gabinety. Jeden- lekarski, a drugi- służbowy. W pierwszym przyjmujemy pacjentów i robimy badania. Z kolei w drugim mamy własne cztery kąty. Możemy sobie tam odpocząć, lub gdy ktoś ma dyżur- zdrzemnąć. Często wypełniamy tu także papierkową robotę. Taki przywilej posiadania dwóch gabinetów ma szef, ja, Fede i jeszcze kilku innych lekarzy. Właśnie wszedłem do gabinetu służbowego mojego szefa. Był w kolorze szaro-białym.
Yun-Nung nie podnosił głowy z nad papierków. Podeszłem zatem do biurka i usiadłem na szarym krześle. Mijały minuty spędzone w ciszy, gdy nagle mój szef się odezwał nadal nie podnosząc głowy:
-Wiesz w jakiej sprawie cię tu zaprosiłem?
-Wiem- odpowiedziałem. Dopiero teraz na mnie spojrzał.
-I co masz na swoje usprawiedliwienie?
-Profesorze, ja... Nie wiem jak to się stało. Budzik musiał mi wysiąść...- zacząłem kłamać. Przecież nie powiem mu, że się spiłem!
-Leonie!- huknął.- Dobrze wiem, co ty i Federico robiliście wczorajszej nocy.- WTF?! Fede pewnie ZNÓW się wygadał. Już ja mu przypierdolę!
-Ja... Naprawdę bardzo przepraszam. To się więcej nie powtórzy...
-No ja myślę- złagodniał. Odetchnąłem z ulgą.- W końcu oświadcza się tylko raz
 Że co?! 
-No tak, no... Bywa- zacząłem się jąkać, bo nie wiem zupełnie co ta Włoszczyzna mu nagadała. Muszę nas kryć i też kłamać.
-Gratuluję- wstał i podał mi swoją dłoń, którą uścisnąłem.- Lecz mam nadzieję, że zamiany dyżurami bez mojej wiedzy i zgody nie będą miały więcej miejsca.
-O rany... Dziękuję panu profesorowi.
-A teraz wracaj do pracy. Zaraz twój pierwszy pacjent- powrócił do papierków, a gdy byłem już przy drzwiach dodał- A! Kara jakaś musi być- uśmiechnął się lubieżnie.- Dzisiaj brak operacji, chyba, że na cito. Sami pacjenci, obchód, a o osiemnastej dyżur
- Amanda mi już mówiła. Do widzenia! – i pośpiesznie wyszedłem wściekły z gabinetu.
Na moje szczęście po drodze spotkałem przyjaciela.
-Federico Maria Pasquarelli, kurwa mac, coś ty zrobił?! - przywitałem go ,,milutko”.
-Aaa, więc już słyszałeś- zaczął się śmiać.- Nie ma za co!
-Gościu! Coś ty mu nagadał?!
-Że wczoraj się oświadczałeś i zaprosiłeś całą rodzinę, a ponieważ traktujesz mnie jak brata, ja także tam byłem. Ukochana się zgodziła, a my świętowaliśmy do rana. A o wszystkim wiedziała Camila i z miłą chęcią zgodziła się wcześniej na zamianę dyżurami.
-Trochę popieprzone, ale dzięki- przetarłem ręką twarz. -Kurde, a co jak on będzie chciał spotkać się z tą moją ,,narzeczoną”? Dobrze wiesz, że mnie lubi- dodałem z satysfakcją
-Przyprowadzisz Violettę. Proste.
-Kurwa!- przypomniałem sobie o tym, że nie wyrobię się na spotkanie.
-Leon? Wszystko okay?
-Violetta!
-Taaak... Violetta.....- mówił podniesionym głosem i chciał uciekać. Pewnie miał mnie za wariata.
-Spóźnię się na nasze spotkanie!- sprostowałem.
-Umówiłeś się z nią?
-Tia. Na lunchu pogadamy. Muszę do niej zadzwonić
-Okay. Do zobaczenia- odeszliśmy od siebie.
 Szybkim krokiem udałem się do mojego lekarskiego. Super, pacjent już jest. Później zadzwonię do Vilu...


Violetta
Mam dość! Ludmiła biega po całym sklepie szukając idealnej sukienki dla mnie. Musiałam już kilka przymierzyć, ale nie chcę się stroić! To zwykły wypad na winko do niego do domu, w domu mam wiele odpowiednich kreacji. Obecnie siedzę w garderobie czekając na kolejny zestaw, który przyniesie Ferro, ale obiecuję sobie, że to już ostatnia przymiarka!
-Vilu, ta musi ci się spodobać! Dodasz swoją pelerynę od Dolce&Gabbana i będzie zajebiście!- znudzona odsunęłam kotarę. I oniemiałam.
W kolorze pudrowego różu, koronkowa sukienka z moim ulubionym zakończeniem- rozkloszowana u dołu.
-Nnie, nie mogę jej kupić!- zasłoniłam oczy.

***
-Tak bardzo cię nienawidzę, że aż kocham- powiedziałam do blondynki niosąc torbę z moją sukienką. Używała zbyt dobrych argumentów, musiałam ją kupić!
-Kiedyś mi się odwdzięczysz- puściła mi oczko.- To co? Podwiozę cię do domu, musisz się wyszykować do...
I w tym momencie przerwał jej mój telefon. Love me like you do- spojrzałam ciekawa kto do mnie dzwoni, po czym szeroko otworzyłam oczy. Ponownie Verdas? Odebrałam zaintrygowana i wysłuchiwałam się w jego wyznania. Wypadł mu dyżur. Ale mimo to chce się ze mną spotkać? Prawie niemożliwe, trudno. Najwyżej pogadamy w jego aucie, a aby mieć więcej czasu sama podjadę pod jego szpital... 

***
Zaparkowałam auto na parkingu i poszłam w stronę budynku. Zatrzymałam się przed wejściem, wyjęłam lusterko i zobaczyłam czy wszystko okay. Krwistoczerwona szminka się trzyma, makijaż także... Perfumy! Szybko wyjęłam z torebki flakon od Diora i psiknęłam na szyję. Schowałam cudeńko z powrotem i pewnym krokiem weszłam do szpitala. Byłam kilka minut przed czasem. Podeszłam do recepcji i do... Amandy? 
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?- spytała się.
-Szukam Leona Verdasa.
-A pani umówiona?
-...Tak, tylko, że prywatnie- uśmiechnęłam się delikatnie. On odpowiedziała tym samym.
-Pan Verdas kończy za kilka minut. Właśnie...- zastukała w komputer.-...Wychodzi od niego ostatni pacjent. Radziłabym poczekać chwilkę. Doktor przebierze się i przyjdzie do pani.
-Dziękuję bardzo-i odeszłam w stronę wskazanej poczekalni. Usiadłam na białej sofie i zabrałam się za czytanie najnowszego Vogue dla zabicia czasu. Po chwili podszedł do mnie jakiś czarnoskóry mężczyzna w kitlu.
-Witam! Przepraszam bardzo, ale usłyszałam pani rozmowę z Amandą. To pani jest tą wielką ukochaną Leona?- zamurowało mnie... 
1) Dlaczego pyta tak prosto z mostu?
2) Kim on w ogóle jest?
3) Co kurwa?!
-Przepraszam bardzo, ale kim pan właściwie jest?- odłożyłam gazetę na bok.

-Jego szefem. A właśnie!- chwycił moją dłoń i ucałował ją- Gratuluję zaręczyn 
Zaręczyn?! Przepraszam?! Stałam sztywno oszołomiona. Z kolei szef Leona ciągnął dalej:
- Nie nosi pani pierścionka?
Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, o co do cholery chodzi? Musiał mnie z kimś pomylić, definitywnie! Nie jestem do jasnej cholery jego narzeczoną!Już miałam mu to powiedzieć, gdy nagle usłyszałam swoje imię. Leon.
-Violetta!- przybiegł do mnie, spojrzał zdziwiony na ,,szefa" i znów na mnie. Jego źrenice urosły, boi się czegoś?  Otworzyłam usta, żeby sprostować całą sytuację, kiedy szatyn bez opamiętania wbił się w moje usta.



**********************************************************************************
Ta damm! Pocałunek Leonetty na the end ^^
Tym razem, dzieje się to w rzeczywistości, serio 
Końcówkę pisałam na szybcika, aby tylko dojść do buziaka :)
Zakupy be-ef-ef'ek, kłopoty kolegów... 
Omal ich nie wylał (nawet o tym myślałam buaha, ale njee...:/)
Rozdział -chyba- dosyć nudny, ale jest on wyłącznie łącznikiem do następnego,
bo tam dużo ciekawiej się porobi ;)
Wreszcie akcja Leonetty i Fedemiły trochę ruszy,
a Lajon będzie nawet... nocował u Fjolki ;>
Ale więcej nie zdradzę ;*
Zapraszam do zakładek, szczególnie do ,,Zapytaj bohatera"!
Do szósteczki!
xx


PS Kto ma wolne, tak jak ja? Pół tygodnia bez sql, ach! :3
Powodzenia wszystkim trzecioklasistom! 

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 4: ,,Kolega''



-Violetta, budzimy się- wyrwał mnie Jego głos. Czyli... To wszystko... Było snem?! Cholera, a było tak realistyczne! ,,Mądra" Castillo ma sny z udziałem seksownego chirurga w roli głównej.
Ziewnęłam nadal nie mogąc dojść do siebie po wyimaginowanym zdarzeniu.
-Gdzie jesteśmy?- spytałam nadal nie funkcjonując normalnie. Szatyn zaśmiał się.
-Zatem musiałaś podać mi zły adres, ponieważ to twoje domniemane mieszkanie- wyjrzałam jeszcze raz za szklaną szybę sportowego auta. Faktycznie, to Marvel House, mój apartamentowiec. Zmieszana swoją głupotą chciałam jak najszybciej opuścić Verdasa. 
-Dzięki za podwózkę-szepnęłam odpinając się z pasów.
-Hola, hola! Nie tak szybko, odprowadzę cię-również uwolnił się z zabezpieczeń.
-Nie trzeba, naprawdę. Przywołam boya- posłałam mu lekki uśmiech i wygramoliłam się z auta nie czekając na jego odpowiedź. Kuśtykając na gównie-skarpetopodobnoczymś kierowałam się do wejścia. Po dojściu do recepcji ani myślałam zwrócić się o pomoc do pracownika w granatowym uniformie, blefowałam. Potrafię sama doczłapać do windy, dalej jest już prosta droga. Gdy doszłam już do blaszanego pomieszczenia i czekałam,aż drzwi się zasuną niespodziewanie ktoś włożył rękę w szparę, a gdy drzwi się rozsunęły właściciel owej ręki wszedł do środka i uśmiechnął się półgębkiem.
-Tak łatwo cię nie puszczę, Castillo.
-Wariat- prychnęłam.-Poradzę sobie, okay?
-Honey, nie pozbędziesz się mnie. Zrozum-położył swoją dłoń na moim ramieniu. W tym samym momencie winda zatrzymała się na moim piętrze. Zrobiłam krok w stronę wyjścia, a Verdas zaraz wziął mnie w objęcia i prowadził ku wyjściu. 
Już daj sobie spokój Violetta, nie odtrącaj go!~przebrnęło mi przez głowę 
Gdy doszliśmy do odpowiednich drzwi puścił mnie, a ja odkluczyłam apartament.
-Chcesz wejść?-spytałam.
-Z chęcią, ale nie mogę. Jestem już umówiony-zawiesił głos,a ja posmutniałam. Szatyn widząc to dodał szybko- ...Z Frederico, naturalnie.
-Okay, nie ma sprawy...
-Zdzwonimy się-puścił mi oczko, po czym na odchodne pocałował w policzek, blisko ust. Przymknęłam oczy z rozkoszy, a gdy odszedł weszłam do mieszkania.



Leon
-Carlsberga i RoyalSandwich-zamówił Włoch i odłożył menu na bok.
-To samo-dopowiedziałem, odsyłając kelnerkę.
-Teraz gadaj-potarł dłońmi.
-Co ,,gadaj”?
-Widzę, że coś z tobą jest. Gadaj.
-Chodzi o...
-Kobieta? –jakby czytał mi w myślach, ten mój przyjaciel.
-Tsa. Violetta.
-Wiedziałem!
-Serio?- podniosłem brew do góry.
-Chłopie, tylko zakochani tak na siebie patrzą!
-Spadaj! Ja i Violetta nic do siebie nie mamy- w tym momencie kelnerka przyniosła nasze zamówienie. Pociągnąłem łyk zimnego piwa.-Tylko się nią opiekowałem, a ty? Nie pomógłbyś pięknej kobiecie?
-Ja tam wiem swoje-zaśmiał się.-I za dobrze cię znam
Chwilę pogadaliśmy, sącząc alkohol. Włoch wmawiał mi, że się zadurzyłem, a tak naprawdę sam nie wiem. Jest piękna, zabawna, mądra, urocza... Ale to na pewno zwykła fascynacja. Chociaż... niezła z niej duperra. Uśmiechnąłem się półgębkiem.
-Ej, czyli Violetta będzie pierwszą od czasu Car..-chciał zadać pytanie Pasquarelli.
-Federico, przymknij się-przerwałem mu.- Ja i Cara nigdy nie byliśmy razem-syknąłem.
-Okay, okay- uniósł ręce w geście obronnym.- Ale wyglądało to poważnie, tak często się spotykaliście...Te wasze buziaczki i wyjścia cichaczem... Chyba gustujesz w modelkach- spiorunowałem go wzrokiem.- Co? Pożartować sobie nie można?
-Ty nie żartuj, tylko lepiej mi powiedz o tej swojej nowej piękności- zaśmiałem się zmieniając drażniący mnie temat.
-Okay... Poznałem taką przecudowną dziewczynę. Blondynkę. Jest... ideałem! Przegadaliśmy cztery godziny w kawiarni! Była taka urocza, zabawna i śliczna...-odpłynął.
-Wracamy na ziemię, Pasquarelli.
-Sorry, ale serio to perełka! Wracając do faktów. Dostałem jej numer i mam zamiar się z nią umówić- napuszył się jak paw.
-Brawo! A kim ona jest z zawodu?
-Coś z ciuchami... Nie wiem. Nie powiedziała jednoznacznie.

Pogadaliśmy jeszcze trochę, a następnie udaliśmy się swoimi taksówkami do domów. Wziąłem szybki prysznic i poszedłem spać. Oj będzie jutro kac, będzie... 



Violetta
Obudziłam się dzisiaj dosyć wcześnie- 7.12. Gdy przypomniałam sobie co się wczoraj działo-grymas zagościł na mojej twarzy. Muszę porozmawiać z Gretą, Luscox i...Leonem. Muszę z nim porozmawiać. Nie wiem czemu; po prostu muszę.Napisałam do Verdasa SMS’a ,,Masz dzisiaj wolna chwilkę?”, ale ponieważ nie odpowiedział po 10. minutach, dałam sobie spokój. Odrobinę kulejąc zeszłam na dół do kuchni. Wbrew pozorom w modelingu nie trzeba się głodzić. Wystarczy jeść regularnie pięć posiłków dziennie, pic dużo wody i uprawiać sport. Na szczęście mam wspomaganie w postaci mocnego metabolizmu. Zabrałam się za przyrządzanie śniadania (nie, nie mam gosposi- jestem samowystarczalna). Naleśniki...Mmm, tego mi trzeba. Usmażyłam kilka placków, a następnie przyozdobiłam je owocami i polałam własnorobionym sosem waniliowym, gdyż nienawidzę bitej śmietany. Po skonsumowaniu pyszności, wyjęłam biało-złotego iPhone’a. Nadal zero wiadomości od Verdasa. Zadzwoniłam do mojej menadżerki i wszystko jej wyjaśniłam odnośnie mojej kostki. Powiedziała, że już odwoła wszystkie pokazy na najbliższy miesiąc. Pogada także z szefami Prady. Jaka ona pomocna... Moją kolejną ofiarą była moja ukochana przyjaciółka. Ferro tak jak ja jest modelką, w tym że ja częściej chodzę po wybiegu, a ona pozuje przed aparatem.
-Hej Misiu!- przywitałam ją na powitaniu. -Nie obudziłam cię może?
-Nie no, skądże. Dlaczego nie było cię dzisiaj na naszym joggingu?
-[...] i siedzę taka znudzona-opowiedziałam jej cała historię o Verdasie i mojej kostce.
-Kochana, czekaj na mnie. Będę za pół godziny!- rzuciła, po czym się rozłączyła.
-Nigdzie się nie wybieram- uśmiechnęłam się mimowolnie i odłożyłam telefon. Przebrałam się w luźny dres po czym włączyłam poranne wiadomości i pogrążyłam się zasłuchana.


-Nie, nie kocham go, na Thora!-krzyknęłam.-Tylko...
-Tylko co?- uśmiechnęła się chytrze Ludmiła.
-Tylko ciągnie mnie do niego... jakaś chemia. Może między nami powstanie prawdziwa przyjaźń? Kto wie, ale związek nie wchodzi w grę- ...mimo iż bardzo chciałabym z Nim być dokończyła moja podświadomość, którą za chwilę przeklnęłam. 
-Uznajmy, że ci wierzę- spojrzała na mnie podejrzliwie popijając zieloną herbatę. Po chwili nagle zaśmiała się pod nosem. Spojrzałam na nią jak na szaleńca.- Po prostu ja też kogoś poznałam- zarumieniła się.
Od razu podskoczyłam z kanapy i zaczęłam obsypywać ją pytaniami. Starała się na nie wszystkie odpowiadać i skutecznie przemilczała ,,Chcesz z nim pójść do łóżka?". Jest to obcokrajowiec, ma jej numer, jest słodki, zabawny i bla bla bla.
-I jak się poznaliście?- zadałam kolejne.
-Wczoraj kiedy byłam w kawiarni i odchodziłam od kasy wylałam na niego swoje latte-westchnęłam zauroczona.- Oczywiście niespecjalnie
-Mhm, jasne- powiedziałam ironicznie,a Ferro kontynuowała.
-I tak jakoś rozmowa się potoczyła, że przegadaliśmy cztery godziny i... czekam na jego znak.
-Znak?
-No nie wiem, aż zadzwoni, napisze... Cokolwiek! Chyba, że go nie obchodzę i chciał sobie tylko poflirtować...
-Sprawdź to -posłała mi pytające spojrzenie.- Zadzwoń do niego
-O nie! Ludmiła Ferro nie będzie się uchylać nad mężczyznami!-obniosła się dumą.
-A zależy ci na nim?- zarumieniła się.- No właśnie, dzwoń!
Z niechęcią wyjęła z trapezowej torebki Tous bordowo-białego iPhone i przyłożyła rękę do ust.
-O Boże-spojrzałam na nią ze zdziwieniem.- Dzwonił cztery razy
I nie czekając na moją odpowiedź wybrała do niego numer włączając głośnik.
-Ludmiła?-spytał głos po drugiej stronie. Kojarzę go skądś...-Wow, fajnie, że pamiętasz tego idiotę ze Starbucks'a-zaśmiał się.
-O tobie nie da się zapomnieć- tym razem to ona się zaśmiała. Chemią wali na kilometr- Dzwoniłeś? Przepraszam, nie słyszałam
-Wiesz...- zaczął niepewnie.- Jakby to powiedzieć...Może miałabyś ochotę się ze mną spotkać?... Znowu?
AAAAAAAAA!!! Kiwnęłam w stronę Ludmiły. Ona szeroko się uśmiechnęła.
-Halo? Jesteś tam Lu?
-Yyy... Tak, tak. Jestem. Z ogromną chęcią się z tobą spotkam. Jakieś propozycje?
-Tak? SUPER! Myślałem o Colicchio&Sons. Co o tym sądzisz?
Zamarłam. To najlepsza restauracja w City! Zauważyłam, że blondynka zbladła. Puknęłam ją lekko, aby odpowiedziała ,,koledze". Podziałało.
-O rany...Jasne. 
-Jutro o 18?
-Okay.
-Okay. Podjadę po ciebie, tylko...
-Tak?- spytała przerażona.
-Tylko podaj adres-zaśmiał się.
-Zaraz wyślę ci SMS’em. 
-Super. Nie mogę się doczekać!
-Ja także -rozłączyła się z nim.- Aaaaaaaaa!!!! Umówiliśmy się!- wrzasnęła do mnie. Pff, jakbym nic nie słuchała.
-Ymmm, Ludmi? Ja tu nadal jestem- rzekł jej telefon. Zaczęłam śmiać się wniebogłosy. Jak można nie trafić w czerwona słuchawkę?!– Też bardzo się cieszę-dorzucił,a Lu spłonęła czerwienią.
- Nie podniecaj się tak, Kochanie. Do jutra!- wyszła z tego z klasą. Zawsze to potrafiła i tym razem mnie nie zawiodła.
-Tak piękną kobietą warto się podniecać- stwierdził. Wow. Zatkało mnie, niezły jest. Ferro chyba nie umiała znaleźć odpowiedniej riposty dlatego po krótkiej chwili dorzucił- Dam głowę, że jutrzejszy wieczór będzie najlepszym w  moim życiu!
 Po czym to on się rozłączył. Chwilę posiedziałyśmy w milczeniu trawiąc tę rozmowę. Nie mogłam nic wyczytać z jej wyrazu twarzy. Aż nagle mnie olśniło:
-Idziemy na zakupy!- krzyknęłam, chcąc poderwać się na nogi.
-Violetta! Ty chyba nie możesz jeszcze łazić na zakupy! A twój... usztywniacz?- zaniepokoiła się.
-Honey, z tym gównem też da się chodzić- wstałam i poszłam się przebrać. 

Pociągnęłam ją w stronę wyjścia. Zakluczyłam apartament i czerwonym Ferrari blondynki odjechałyśmy na zakupy w stronę legendarnej Piątej Alei... 


********************************************************************
Może nie przed świętami, ale dzień po :) 
 Pocałunek jednak był snem... buahaha :>
A teraz Leosiek olewa Vilu...? A ona ma mieszane uczucia, sama się w tym gubię xd 
 Za to zwrot akcji- wchodzi postać Ludmiły i jej kochasia ^^ Chyba wiecie kto nim będzie... Verdas i Fede na piwku obgadują dziewczyny, a w piątce będą mieć nie lada kłopoty... Oj, troszkę będzie się u nich działo w next'cie! 
Umieściłam tu zwrot ,,na Thora" bo baaardzo go kocham ^^ 
Oraz z okazji, iż nie miałam możliwości złożyć Wam wcześniej życzeń: Mam nadzieję, że Wielkanoc spędziliście w rodzinnym, ciepłym gronie radując się zmartwychwstaniem Chrystusa (bo nie zapominajmy, skąd są te święta) Oby Lany Poniedziałek był dla was moookry, bo o to chodzi c'nie? 
Hah i... ogólnie wszystkiego dobrego! :* 
Przepraszam za wszelkie błędy, poprawię, obiecuję :) 
xx